” Jesteście takim narodem, który lubi powstania i zdobywanie niepodległości. Jak już macie swoją, to walczycie o cudze niepodległości”

husarz.jpg

Rzucanie palenia? To łatwe. Robiłem to ze sto razy – mawiał Mark Twain. Ja też. Także na emigracji. Paradoksalnie to właśnie brytyjskie papierosy wpłynęły na niechęć Brytyjczyków do Unii Europejskiej (i popularność Brexitu). Niechęć imigrantów do Unii, nawiasem mówiąc, również.

Wcale nie chciałem zostać członkiem kampanii „Leave EU” (Opuśćmy Unię) na Wyspach Brytyjskich. Kilka dyskusji, uścisków dłoni, wymiana opinii dotyczących polityki unijnej wobec swoich członków i oto ja, imigrant z Polski, dostaję maila z zaproszeniem na spotkanie i do aktywnego udziału w kampanii na rzecz wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Zaistnienia w szeregu działaczy, wśród których jest również Nigel Farage, polityk Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa – znany z dość radykalnych i surowych ocen m.in. moich rodaków. Nigel Farage to ten sam facet, którego na pojedynek na szable wyzwał dzisiejszy kandydat na burmistrza Londynu, Polak z dziada pradziada, książę Jan Żyliński. Otóż nasz błękitnokrwisty zaproponował Farage’owi spotkanie na udeptanej ziemi po jednej z wypowiedzi brytyjskiego polityka dotyczącej Polaków właśnie. – Skoro polski rząd się za Polakami nie wstawia, ja będę bronił honoru narodu – wyjaśnił krótko książę Żyliński, który jest na emigracji postacią znaną i lubianą.

Fotela gospodarza Londynu zapewne nie zdobędzie, ale jest ikoną polskości, której tak bardzo czasem potrzebujemy. Szczególnie teraz, kiedy od kilku lat na Wyspach wszyscy mówią o tym, że Królestwo powinno rozstać się z Unią Europejską.

My, Polacy, też często mówimy, że tak! Powinno! Choć doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że to właśnie tej Unii zawdzięczamy otwarty brytyjski rynek pracy i naszą szansę na nowy początek.

Nieunijna paczka

Kiedy budzę się w pewien majowy poranek w londyńskim Edmonton Green, to już wiem, że dzień będę miał trudny. Po pierwsze praca, którą mam, pozostawia wiele do życzenia; chciałbym robić coś innego. Po drugie za mało zarabiam. W portfelu zostało mi 10 funtów, a tygodniówkę dostanę pojutrze. No i od wczoraj nie paliłem. Nie miałem czego, a nocą nie chciało mi się wychodzić z domu. Za moment pozbieram się i pójdę, ale… tak bardzo chciałbym zapalić właśnie teraz!

Poza tym te 10 funtów to cały mój kapitał. Normalna paczka papierosów kosztuje co najmniej 14-15 funtów, a przecież jeszcze powinienem coś zjeść. Łapię za telefon i dzwonię do przyjaciół – Rafała i Magdy. Krótkie „cześć” i od razu przechodzę do rzeczy, w końcu przyjaciele nie są od tego, żeby im nawijać makaron na uszy.

– Nie ma sprawy – śmieje się Magda. – Podjedź do nas wieczorem, będziemy mieli 20 funtów. Oddasz nam w weekend, bo wtedy my nie będziemy mieli. A kto wie, czy nam jeszcze nie pożyczysz.

Kiedy schodzę do kiosku na moim osiedlu, w ręku ściskam zwinięty dziesięciofuntowy banknot i jak nigdy doskonale rozumiem lęki i niechęć mieszkańców Wysp do Unii Europejskiej. Za chwilę kupię od Pakistańczyka małą paczkę papierosów – taką, w której jest 10 sztuk i za którą zapłacę niespełna 7 funtów.

Ale to ma się skończyć, bo Unia nie pozwala sprzedawać papierosów w paczkach mniejszych niż po 20 sztuk. „Ani mentolowych” – czytam na antyunijnym plakacie wywieszonym w witrynie kiosku.

BREXIT? Pod warunkiem, że wszyscy

Dotychczasowa retoryka Davida Camerona była prosta: albo Unia godzi się na reformy i Wielka Brytania w Unii pozostanie, albo w referendum o przyszłości tego mariażu wypowiedzą się mieszkańcy Wysp Brytyjskich.

Cameron dawał do zrozumienia, że Brytyjczycy wypowiedzą się raczej za wyjściem z Unii niż za pozostaniem we wspólnocie. I miał wiele racji – Unia Europejska jest dla przeciętnego zjadacza chleba w Zjednoczonym Królestwie raczej trudna.

Tyle, że zdaniem Jill Evans, eurodeputowanej z Walii, opuszczenie Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię powinno wymagać zgody każdej z jej części składowych.

– Gdyby wyprowadzono nas z Europy wbrew naszej woli, byłby to skandal w obliczu demokracji – ocenia polityk walijskiej partii Plaid Cymru. – Członkostwo w Unii Europejskiej ma pozytywne skutki gospodarcze, społeczne i kulturalne.

Tak więc o wiele lepszym rozwiązaniem jest domaganie się pozytywnych zmian „od środka” niż pokrzykiwanie zza bocznej linii. Jeśli słowa premiera Camerona były szczere, to wyjście Wielkiej Brytanii z Unii, bez zgody Walii, Anglii, Szkocji i Irlandii Północnej, byłoby nie do pomyślenia. Byłby to skandal w obliczu demokracji.

My, Polacy na Wyspach, doskonale znamy każdy głos w tej dyskusji. Większość z nas wybiera się na wybory i referenda. To dziwne, biorąc pod uwagę, że przed wyjazdem z Polski, wszelkie formy głosowania dzisiejsi imigranci miewali często głęboko pod kręgosłupem. W tym referendum chcielibyśmy się wypowiedzieć. Szczególnie, że przeciwnicy i zwolennicy Brexitu idą na noże.

Alex Salmond, były premier i rzecznik do spraw zagranicznych Szkockiej Partii Narodowej w parlamencie brytyjskim zapowiada, że będzie nalegał na nowe referendum w sprawie niepodległości Szkocji, gdyby Londyn postanowił wystąpić z Unii Europejskiej.

– Gdybyśmy zostali wyrwani z UE głosami znacznie liczniejszego angielskiego elektoratu, nowa konsultacja w sprawie niepodległości Szkocji narzucałaby się w nieodparty sposób i sądzę, że byłaby niezwłoczna – oświadczył Salmond w BBC.

I dodał: – Przez ponad 40 lat ludzie, przedsiębiorstwa i społeczności w całej Szkocji korzystali ze zdobyczy socjalnych, ekonomicznych i kulturalnych wynikających z naszego udziału w Unii Europejskiej.

Polacy za Szkocją

Salmond lubi Polaków. Lubi, bo zauważył naszą aktywność właśnie w czasie kampanii na rzecz wystąpienia Szkocji ze struktur brytyjskich. Poza Szkotami, to właściwie Polacy najgłośniej krzyczeli o niepodległości Szkocji. Nie raz pojechałem ze znajomymi do Edynburga, żeby pod szkocką flagą domagać się rozwodu z koroną brytyjską, zdradziecką Anglią, która podstępem i zdradą zrobiła ze Szkocją to, co z Polską zrobiła Rosja w XVIII i XIX wieku.

Swoją drogą wzajemna niechęć Anglików do Szkotów i odwrotnie nie jest tu żadną tajemnicą. Oczywiście nie zobaczymy jej na ulicach Londynu, Manchesteru czy Edynburga. Nie dowiemy się o niej z książek, z których uczy się historii brytyjska i przyjezdna młodzież.

W brytyjskim społeczeństwie, do którego zaliczają się i Szkoci, i Anglicy, w dobrym tonie jest mówić o unii między Anglią a Szkocją o trudnym okresie jednoczenia Wielkiej Brytanii. Prawdziwy Orwell!

A przecież nie trzeba daleko szukać. Oba hymny – szkocki i brytyjski – zawierają w sobie całkiem sporo wzajemnej niechęci.

„O kwiecie Szkocji (…), któryś walczył i umarł za twe małe wzgórza i doliny (…) stałeś przeciwko dumnej armii Edwarda i posłałeś go do domu, by pomyślał jeszcze raz” – śpiewają Szkoci. – „Nadal możemy powstać i być tym krajem ponownie”.

„Boże zbaw królową” – to oczywiście znany początek, który prowadzi do ostatniej zwrotki: „Panie, spraw, by marszałek Wade z Twoją pomocą przyniósł nam zwycięstwo. Niech stłumi bunt i jak rwący potok niech porwie buntowniczych Szkotów. Boże zbaw Królową!”.

Oczywiście w czasie oficjalnych brytyjskich uroczystości ostatniej zwrotki się nie śpiewa. Ale formalnie tak właśnie kończy się hymn Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. I zdarza się, że co gorliwsi znawcy brytyjskiej historii lubią odśpiewać go do końca.

Stracona szansa

W referendum – w którym kibicuję jak większość Polaków, za szkockim „goodbye”– Szkoci decydują się pozostać częścią Zjednoczonego Królestwa.

– Spieprzyli sprawę – słyszę dzień po głosowaniu od Mariana. Zgadzam się z nim, że spieprzyli. Przecież mogli mieć niepodległość! A kto wie więcej o pragnieniu niepodległości, niż my, Polacy?!

– Czemu popieraliście szkockich separatystów, to przecież nie wasza sprawa? – dziwi się znajomy Francuz, który na Wyspach uczy brytyjską młodzież angielskiej literatury. – A może wy jesteście takim narodem, który lubi powstania i zdobywanie niepodległości. Jak już macie swoją, to walczycie o cudze niepodległości. Walczycie nawet, jeżeli nikt takiej niepodległości już nie chce, co?

Czytaj więcej: Związkowcy z ZG Lubin zawiadamiają prokuraturę. Gdzie się podziało półtora miliona złotych?

źródło: gazeta Obywatelska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj