Jeszcze niedawno słowo „gender” odnosiło się wyłącznie do gramatyki i oznaczało rodzaj w sensie gramatycznym. Ostatnio hasło to zrobiło oszałamiającą karierę, zaczęto go używać do określania płci w sensie kulturowym. Zwolennicy teorii gender twierdzą, że nasza tożsamość płciowa nie wynika z natury tylko z kultury, że nie rodzimy się kobietą albo mężczyzną, ale stajemy się nimi w procesie wychowania.
Według dr Małgorzaty Jaszczuk-Surmy w teorii gender nie chodzi o zrównanie kobiety i mężczyzny, jak uspokajająco zapewniają feministki, ale o rewolucję kulturową, która wymierzona jest w cywilizację judeochrześcijańską. Podczas rewolucji seksualnej w 1968 roku, w której należy szukać korzeni rewolucji kulturowej, mocno zaznaczył swoją obecność neomarksizm. To właśnie Marks i Engels (zwłaszcza Engels) stworzyli teorię, że rodzina jest miejscem opresji, a żeby kobietom zapewnić równość należy je wyzwolić z małżeństwa a szczególnie z macierzyństwa.
Rewolucja kulturowa to również Thomas Malthus, anglikański duchowny i ekonomista zajmujący się związkami między przyrostem ludności a poziomem zamożności społeczeństwa. Twierdził, że liczba ludności wzrasta w postępie geometrycznym a produkcja żywności w postępie arytmetycznym. Według niego właściwy stan liczebny można uzyskać poprzez opóźnianie wieku zawierania małżeństw i dobrowolny celibat. Innym regulatorem są takie zjawiska jak epidemie, klęski głodu i wojny. Wprowadzenie szczepionki przeciwko ospie, w wyniku której zmniejszyła się śmiertelność wśród niemowląt, mogło ten proces zaburzyć i liczba ludności niebezpiecznie rosnąć. Stąd pomysł, żeby zapanować nad płodnością człowieka i nią sterować. Tu też należy szukać źródeł działalności wielkich koncernów farmaceutycznych, które narzucają światu nieograniczony dostęp do antykoncepcji. Wprowadzona na początku lat sześćdziesiątych XX wieku pigułka antykoncepcyjna dała podwaliny pod rewolucję seksualną, bo można już było oddzielić seks od prokreacji. Kobiety poczuły się wolne.
Matką chrzestną filozofii gender była też niewątpliwie Simone de Beauvoir, francuska filozofka i feministka, autorka słynnego zdania :”Nikt nie rodzi się kobietą , ale się nią staje”. Tego samego zdania jest naczelna genderystka Judith Butler, która twierdzi, że nie ma kobiet i mężczyzn, że płeć to fantazja, że wierzymy w nią , bo tak nam powiedziano. Według niej dopiero zniesienie tożsamości płciowej wyzwoli człowieka spod dyktatury natury. Człowiek jest jednostką autonomiczną i sam wybiera swoją tożsamość seksualną, która jest elastyczna, zmienna i wieloraka.
Dr Małgorzata Juszczak-Surma zwraca uwagę jak poglądy naczelnej genderystki korespondują z projektem ustawy uzgadniającej płeć, zgłoszonym przez Twój Ruch. Apeluje też, żebyśmy umieli wyłapać z dzisiejszej rzeczywistości istotne zagrożenia i nie dali się zmanipulować, że ideologia gender jest to tylko pewna doktryna ćwiczona w zaciszu naukowych gabinetów. Złudzeniem jest przekonanie, że marksizm przestał już być ekspansywny, on nadal funkcjonuje, tylko przybiera inną postać. Wciska się w nasze życie poprzez kulturę i systemy edukacyjne i nie zawsze zdajemy sobie sprawę jak bardzo, jako społeczeństwo, jesteśmy przeżarci przez tę filozofię.
foto: www.theimaginativeconservative.org