„Kwestia Trybunału Konstytucyjnego”, ten fast food zaserwowany ekipie obecnie rządzącej Najjaśniejszą Rzeczpospolitą, istotnie może być daniem niestrawnym. Wciąż odgrzewany stracił właściwie wszystkie swe właściwości, stając się zielonkawym i niemile pachnącym tworem.
Najciekawsze w nim jest to, iż ciągle jest niedoważony, a choć są miłośnicy krwistych befsztyków, to trudno szukać zwolenników niedosmażonych hamburgerów.
A jednak sprawa się ciągnie jak kiepska telenowela, mając – podobnie jak tego typu niekończące się tasiemce – zaprzysięgłych widzów-miłośników, którym się już wszystko tak w głowach splątało, że śledzą akcję tylko z przyzwyczajenia do codziennych odwiedzin – pożal się Boże – bohaterów serialu.
Polaków rozmowy
Tym bardziej zdziwiło mnie, że jeszcze ktoś potrafi z ogniem w oczach roztrząsać to zagadnienie i to nie dla chęci autoprezentacji, czy z interesu, ale całkowicie con amore.
Miejscem akcji jest jedno z targowisk warszawskich, a ściślej budka z przedatowanymi czasopismami i innym dobrem kultury (filmy, płyty), które pęd za nowościami uczynił niechodliwymi. Króluje tam miły Pan, często urywający z mych groszowych rachunków parę złotych, bo lubi pogadać o swym towarze.
Tym razem jednak nie zwrócił na mnie uwagi, gdyż indoktrynował znudzonego klienta poglądami właśnie na temat Trybunału Konstytucyjnego. Wyraźnie triumfowała tu erystyka poprzez długie i wyczerpujące oblężenie. Nie mieszam się do takich pogwarek, bo nie mam wiary w argumenty rozumowe tam, gdzie dominuje zapalczywość dyskutanta.
Jednak żal mi się zrobiło owego biedaka stojącego przed kontuarem, który wywodów interlokutora słuchał z przykrością. Kiedy więc obejrzałem, co chciałem i widziałem, że z braku chęci zakupu rabatu nie dostanę, postanowiłem wykorzystać przerwę w wykładzie na temat fundamentalnego znaczenia Trybunałów Konstytucyjnych dla wszelkiej demokracji i rzuciłem z nagła:
– Ale wie Pan, że niejedna stara demokracja obywa się bez takiej instytucji.
– No tak – po chwili konsternacji odparł Sprzedawca-Wykładowca – ale to jest możliwe tylko w przypadku starych, ugruntowanych demokracji.
– Przykro mi – poszedłem za ciosem – ale nie ma starszej demokracji od polskiej.
Po czym pozostawiłem obu panów, jednego z wyrazem najwyższego zdumienia na obliczu, a drugiego wprost rozkosznie rozbawionego.
Bynajmniej nie przesadziłem, bowiem ideały wolności i demokracji panowały nieprzerwanie w państwie polskim od XVI wieku, co dostrzegał w pełni Erazm z Rotterdamu, król ówczesnych intelektualistów, podziwiający naszych Zygmuntów. Przyszło mu też umierać w poczuciu grozy, bo widział, jak Europa pogrąża się w krwawym odmęcie religijnych wojen. Dziś, jak widać, mało kto o tym pamięta, ale my powinniśmy.
Inna sprawa, że wiedza może być antidotum na szaleństwo, ale trzeba chcieć jej używać.
Czytaj: Tu nie chodzi o Trybunał
autor: Rafał Żebrowski
źródło: gazeta Obywatelska