Bieda – czy nawet, bez wielkich słów, niezamożność – nie boli sama z siebie tak bardzo, jak bardzo boli poniżenie, które z niej wynika. Kto tego nie rozumie, ten jest za głupi, by brać udział w życiu publicznym – pisze Rafał Ziemkiewicz w sowim felietonie na portalu Interia.
Jak zauważa publicysta przez ćwierć wieku frustracja, bezradność i poczucie bezsilności cechowały biedniejszą część Polaków – teraz tę bogatszą, natomiast to właśnie ubożsi poczuli swą siłę i poczucie wartości.
„Ludzie zdeptani, głosujący pokornie na “ciepłą wodę w kranie” i przeciwko prawicowemu awanturnictwu, bo jeszcze nas przez nie wyrzucą w Unii i zakręcą kurek z dotacjami – zaczęli podnosić głowy. Wbrew pogardliwej wizji kodomitów, to nie są menele, którzy w biedę wpadli przez alkoholizm, lenistwo czy analfabetyzm, i widzą w PiS fundatora zasiłków, które zaraz przepuszczą na bełty. Większość deklarujących dziś w sondażach poparcie dla PiS i to, że właśnie PiS wyraża ich poglądy, to ludzie, którzy otrzymaną pomoc traktują jako szansę.” – pisze Ziemkieiwcz.
Wytyka też poważny błąd strategiczny obecnej opozycji.
„Jeśli odsunięte przez demokrację elity III RP chcą, by to poczucie godności skonsolidowało się w trwałe, mocne poparcie dla PiS, to epatowanie wszem i wobec udecką pogardą dla “człowieka prostego” jest na to znakomitym sposobem. Że tak powiem słowami Aleksandra Kwaśniewskiego, lansowanego w kodomickim politycznym postmodernizmie na symbol walki z PRL, którą rzekomo restytuuje Kaczyński: Mateuszu Kijowski, Grzegorzu Schetyno, Ryszardzie Petru, i wy, ich dziennikarskie Saby – idźcie tą drogą. I niech wam się długo, przyjemnie leci w przepaść, która jest u jej końca”
– konkluduje publicysta.