Platforma Obywatelska, składając wniosek o konstruktywne wotum nieufności wobec rządu Beaty Szydło, w wyniku debaty sejmowej nad tym wnioskiem uzyskała odwrotny efekt, niż to miała w planach.
Porażkę poniósł nie tylko lider Platformy, udawany kandydat na nowego premiera, ale cała partia.
Ambitne plany
Od początku Platforma przewidywała, że będzie to tylko spektakl teatralny, który miał jednakże przynieść tej partii określone, wymierne korzyści polityczne. Przypomnienie się opinii publicznej jako nadal prężne ugrupowanie polityczne, aspirujące do przejęcia władzy i mające ku temu należyte możliwości. Jak również zatarcie złych rysów wizerunkowych po blamażu okupacyjnym plenarnej sali sejmowej na przełomie grudnia i stycznia. Oraz zbliżenie się w sondażach do PiS.
Kolejnym celem było objęcie pozycji lidera partii opozycyjnych, kosztem cierpiącej na uwiąd polityczny Nowoczesnej i dążenie do całkowitego jej rozbicia w dalszej perspektywie, a tym samym przejęcie jej najbardziej atrakcyjnych politycznie ludzi.
Kabaretowy kandydat na premiera
Te ambitne plany wzięły w łeb. Według przeważających opinii ekspertów debata zakończyła się wyraźną przegraną Platformy. I od razu pojawiły się pierwsze konsekwencje.
Po krótkotrwałym boomie sondażowym Platformy, powstałym po nieudanej szarży rządu i samej premier Szydło w Brukseli, by utrącić Donalda Tuska jako kandydata na szefa Rady Europejskiej, fatalny wynik debaty znowu przywrócił tę partię na niższą pozycję, zajmowaną od kilku miesięcy w czasach sprzed wyboru Tuska na drugą kadencję „króla Europy”.
Głównym powodem tych niepowodzeń Platformy było wystąpienie Grzegorza Schetyny. Teatralnego kandydata na premiera. Nie wiadomo, kto napisał mu wystąpienie. Było ono wyjątkowo słabe. Zawierało wiele sloganów, które wcześniej wielokrotnie słyszeliśmy od czołowych polityków Platformy. Zebrane w całość w tym większym stopniu obnażyło trywialne sądy, raziły zgranymi frazesami, niemal usypiały.
Brak programu
W zarysie programu Schetyny nie było żadnych konkretów. Praktycznie przemówienie to skupiło się na haśle: „Opowiem wam, jak fatalnie rządzi PiS i jak niszczy Polskę”.
Sam zaś w propozycji programu wyartykułował mgliste, bliżej nieokreślone konstrukcje prawne, mające zagwarantować pełne respektowanie zasad demokracji i właściwe funkcjonowanie praworządności, która przez obecną władzę jest podobno deptana.
W wystąpieniu znalazł się postulat PO, wiele razy powtarzany przez tę partię, rozszerzenia programu 500+ na każde dziecko. Piszący to przemówienie nie zwrócił uwagi na wewnętrzną sprzeczność w ramach opinii Platformy o tym programie. Obiecuje jego powiększenie, a jednocześnie krytykuje go, kwestionując możliwość zapewnienia pieniędzy na jego realizację.
Przemówienie Schetyny upewniło tych, którzy jeszcze mieli wątpliwości, czy rzeczywiście Platforma jest całkowicie wypalona. Partia Schetyny nie potrafi sformułować własnego programu, choćby w jednej istotnej dziedzinie życia społecznego – np. opieki zdrowotnej, szkolnictwa, budownictwa, obronności, kultury. Potrafi tylko wypominać niedociągnięcia i błędy PiS, wielokrotnie je wyolbrzymiając.
Polityk z amnezją
Wystąpienie Schetyny wskazywało na jego całkowitą polityczną amnezję. Nie pamiętał o aferach z czasów rządów koalicji PO-PSL. Chwilami odnosiłem wrażenie, jakby Schetyna i jego „gabinet cieni” żyli w jakimś świecie oderwanym od realności. Nie dostrzegają potrzeb przeciętnych ludzi, nie umieją odczytać nastrojów Polaków, a także zrozumieć właściwych relacji z innymi państwami.
Ciekawe, że sprawa polityki zagranicznej, o którą Platforma ma ciągłe pretensje do PiS, nie znalazła żadnego odbicia w wystąpieniu jej lidera. Poza jedną fałszywą tezą, głoszoną z uporem, że PiS chce wyprowadzić Polskę z Europy.
W zażenowanie wprawiały zapewnienia Schetyny o zmianach dla dobra Polski po objęciu przez niego stanowiska premiera. Rozbawienie mieszało się ze zdumieniem, że można wyrzucić z pamięci absolutnie wszystko, co robiła Platforma, kiedy rządziła.
Jedną z tych rewolucyjnych zmian, ma być odbudowa Polski lokalnej. A przecież to Platforma scentralizowała kraj, to administracja Platformy zamknęła setki szkół, zlikwidowała dziesiątki posterunków policji i placówek Poczty Polskiej w małych miejscowościach.
Platforma stworzy też możliwość powrotu do służby wszystkim oficerom, których PiS wyrzucił z polskiej armii. Podobnie zresztą w późniejszym wystąpieniu Sławomira Neumanna słychać było głównie złośliwe, niemal aroganckie uwagi pod adresem rządu PiS-u.
Program przedstawiony przez Schetynę sprowadzał się głównie do zapewnień o naprawie szkód popełnionych przez PiS, czyli o „powrocie do tego, co już było”. Jako ideału, do którego należy dążyć. Jeśli Schetyna zakładał, że ten postulat może porwać kogokolwiek, to się srodze pomylił.
Diabeł w ornacie
Na tle słabego wystąpienia lidera Platformy, pozytywnie prezentowały się przemówienia Beaty Szydło i Jarosława Kaczyńskiego. Jeden z komentatorów, politolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej prof. Waldemar Paruch mówił, że Beata Szydło jest podwójnym zwycięzcą starcia ze Schetyną. Potrafiła pokazać słabość wystąpienia swojego politycznego konkurenta, brak w nim spójności oraz fałszowanie rzeczywistości. Jednocześnie w sposób wiarygodny zaprezentowała osiągnięcia własnego rządu.
To, że wniosek o wotum nieufności nie uzyska wystarczającego poparcia było przesądzone, ale dopiero w debacie okazało się, że ambicje zdobycia wyjątkowych korzyści politycznych przez Platformę również nie mają szans. Nie dość, że Grzegorz Schetyna nikogo nie przekonał swoim ponadgodzinnym wystąpieniem to jeszcze został wykpiony przez mówców z obozu władzy.
Najmocniej zabrzmiała ostatnia fraza polemiki pani premier: – „Dzisiejszy dzień jest kolejnym odcinkiem tej błazeńskiej sztuki w wykonaniu opozycji, pt. «Nieważne sprawy Polaków, ważne nasze interesy»”.
Elżbieta Witek, szefowa gabinetu politycznego premier Beaty Szydło określiła wystąpienie Schetyny jako niepoważny i infantylny spektakl, pełen merytorycznych błędów i zafałszowań. Istotnie można odnieść wrażenie ,jakby Schetyna zapomniał całkowicie o tym, co zostawiła Platforma po ośmiu latach swoich rządów. Wyleciało mu z głowy, jakiego rodzaju i jakiej rangi afery wstrząsały jego partią, niektóre z jego udziałem.
W dniu debaty Schetyna udawał świętoszka, niewinnego jak anioł, który zjawił się z niebytu, by zbawić Polskę. Najdosadniej tę postawę określił Jarosław Kaczyński, mówiąc: – Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni.