Protasiewicz o kulisach przejścia do Nowoczesnej: Miałem obawy wizerunkowe, ale w polityce nie jest się dla braw

Katarzyna Lubnauer demonstrowała lojalność. A spotkało ją bezwzględne potraktowanie na granicy upokorzenia

— mówi Jacek Protasiewicz w rozmowie z wPolityce.pl.

wPolityce.pl: Dlaczego to akurat Pan zasilił klub Nowoczesnej?

Jacek Protasiewicz, KP Nowoczesna: Z pewnością to politykowi Unii Europejskich Demokratów bliżej jest do Nowoczesnej niż politykom PSL. Moja historia polityczna rozpoczęła się przecież w partii liberalnej jaką był Kongres Liberalno-Demokratyczny, a potem Unia Wolności. Ideowo i programowo byłem Nowoczesnej najbliższy.

Zaczęło się od rozmów we Wrocławiu. Mam tam przyjaciół w Nowoczesnej i mamy niemalże identyczne poglądy, a kiedyś razem byliśmy w Platformie. Dlatego naturalnym było, że to oni zapytali mnie czy nie rozważyłbym takiego wariantu. Po dwóch dniach rozmów to się zmaterializowało

Długo Pan ze sobą walczył, by w końcu podjąć tę decyzję?

Pierwsze dni były trudne. Miałem obawy wizerunkowe. Wiedziałem, że pewnie ze strony oponentów politycznych może spaść fala krytyki. Jednak po rozmowach z takimi ludźmi jak np. Janusz Onyszkiewicz uznałem, że w polityce nie jest się dla braw i oklasków.

Czyli jest Pan przygotowany na krytykę?

Ona już na mnie spadła. Czytam, że jestem człowiekiem do wynajęcia i „kluboskoczkiem”. A to pewnie najłagodniejsze, które się pojawią. Ale niczego nie skrywam przed opinią publiczną. Nawet te niefortunne zdarzenia z moim udziałem były publicznie dyskutowane, a mimo to prawie 30 tysięcy wyborców zagłosowało na mnie w okręgu wrocławskim. Był to najlepszy wynik wśród wszystkich kandydatów, którzy nie byli na „jedynce”.

To, że to akurat Pan przejdzie do Nowoczesnej, by ratować ten klub, nie jest polityczną zemstą na Grzegorzu Schetynie? To psuje jego plany polityczne, a przy okazji od jakiegoś czasu raczej za sobą nie przepadacie.

Nie ma to nic wspólnego z zemstą. Gdyby tak było, to inicjatywa przejścia do Nowoczesnej wyszłaby ode mnie samego. A byłem adresatem tego pomysłu. Faktem jest, że w zeszłym tygodniu – nie wiem czy Grzegorz Schetyna, czy posłowie, którzy odeszli z Nowoczesnej – podstawiono nogę Nowoczesnej, by ten klub się wywrócił. My przed tym upadkiem ich uratowaliśmy, podtrzymaliśmy Nowoczesną.

Podstawowym celem opozycji jest wygrana z PiS-em. Dzisiaj Pan pokrzyżował plany Schetyny. Uda się stworzyć wspólny blok do walki z partią rządzącą?

Mam nadzieję, że się uda. Ale na zdrowszych zasadach. Pamiętajmy, że publicznie deklarowano znakomitą współpracę w ramach Koalicji Obywatelskiej. Katarzyna Lubnauer demonstrowała lojalność. A spotkało ją bezwzględne potraktowanie na granicy upokorzenia. Wielu Polaków tego nie rozumiało. Myślę, że po tej krótkotrwałej gorączce przyjdzie czas ozdrowienia, relacje będą bardziej partnerskie i nikt nikomu nogi nie podstawi.

Nie jest naiwnością zakładanie, że Grzegorz Schetyna zrezygnuje z roli tego politycznego predatora, który pożera wszystkich po swojej stronie?

Koledzy z Nowoczesnej z Wrocławia przekonali mnie właśnie nie chciejstwem, ale praktyką. Przy okazji wyborów na prezydenta miasta istniała Platforma ze swoimi kandydatami. Powstał blok opozycyjny złożony z Nowoczesnej, SLD, UED i stowarzyszenia prezydenta Dutkiewicza. Gdy nadszedł czas wyborów, to Grzegorz Schetyna zrezygnował z kandydata, przy którym się upierał i oddał inicjatywę. Argumentami, stanowczością, solidarną postawą, partnerskimi relacjami osiągnęliśmy cel.

źródło: wpolityce.pl