Komorowski o kampanii z 2010 roku: PiS uznał, że należy wykorzystać żałobę smoleńską. Zrobili to na zimno

Mój największy zarzut wobec Jarosława Kaczyńskiego i środowiska PiS dotyczy tego, że oni rozbili proces wzmocnienia wspólnoty narodowej zachodzący podczas wspólnego przeżywania żałoby [po tragedii smoleńskiej – red.]. Zrobili to na zimno, z politycznego wyrachowania (…). Otoczenie Jarosława Kaczyńskiego uznało, że należy zmonopolizować żałobę i wykorzystać ją na rzecz PiS

— powiedział Bronisław Komorowski, nawiązując w ten sposób do kampanii prezydenckiej z 2010 roku. Wywiad z byłym prezydentem ukazał się w magazynie „Plus Minus”.

Choć zdecydowaną część rozmowy zapełniły wspominki Komorowskiego z ministerialnej pracy w latach 90., to jednak pojawiły się znaczące wątki z bliższej nam przeszłości.

Mam poczucie, że jestem politykiem spełnionym, a człowiek spełniony nie może źle się czuć po zakończeniu misji

— przekonywał były prezydent na początku wywiadu.

Opowieści Komorowskiego nt. Kampanii z 2010 roku pokazują, jak głęboko utkwiona jest w nim pewność siebie, a wręcz arogancja…

Szykowałem się do konkurowania o prezydenturę z Lechem Kaczyńskim, który miał w sondażach stosunkowo niskie notowania. Katastrofa smoleńska zmieniła wszystko. Przyszło mi się zmierzyć z Jarosławem Kaczyńskim, który korzystał z naturalnego ludzkiego współczucia z powodu śmierci brata bliźniaka. Cała kampania odbywała się w cieniu żałoby

— mówił.

W dodatku bronił się, że dlatego w pośpiechu poobsadzał wakujące stanowiska ważnych urzędników jako marszałek Sejmu, który sprawował urząd głowy państwa, ponieważ uważał, że trzeba „jak najszybciej ustabilizować państwo”.

Pamiętam też moment, kiedy poczułem, że wygrywam batalię z Jarosławem Kaczyńskim. To było na spotkaniu w Ostrowcu Świętokrzyskim, na które dotarłem ostatniego dnia kampanii, potwornie już zmęczony. Wprowadzono mnie na plac szczelnie wypełniony ludźmi i nagle ogarnęła mnie fala sympatii i pozytywnych emocji, Ludzi było tak dużo, że nie mogłem przejść przez tłum. Wiedziałem, że wygrałem

— dodał z wyraźnym zarozumialstwem.

Szybko przeszedł do rzucania oskarżeń…

Oczywiście dostrzegłem też w czasie kampanii podział i konflikt. Mój największy zarzut wobec Jarosława Kaczyńskiego i środowiska PiS dotyczy tego, że oni rozbili proces wzmocnienia wspólnoty narodowej zachodzący podczas wspólnego przeżywania żałoby. Zrobili to na zimno, z politycznego wyrachowania… Tyle że się przeliczyli w tych kalkulacjach i przegrali

— stwierdził drwiąco.

Otoczenie Jarosława Kaczyńskiego uznało, że należy zmonopolizować żałobę i wykorzystać ją na rzecz PiS

— dodał.

A co z porażką w 2015 roku z Andrzejem Dudą? Czy myślał o tej „ciężarnej zakonnicy”, którą według Adama Michnika musiał przejechać, by przegrać wybory?

Nie jest rzeczą przyjemną przegrywać, ale gdy jest się z przekonania demokratą, to nie powinno się mieć problemu z pogodzeniem się z werdyktem wyborczym. Ja takiej trudności nie miałem

— odparł dyplomatycznie. Ale Komorowski nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił kolejnego przytyku pod adresem obozu Zjednoczonej Prawicy.

Pomyślałem sobie, a potem to nawet powiedziałem, nawiązując do poety: Chcieliście PiS-u, no to go macie, skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie, pstrąg!

— zakończył Bronisław Komorowski.

wpolityce.pl/”Plus Minus”