Podczas niedzielnego gdańskiego finału WOŚP o godz. 20.00, gdy odliczano czas do „Światełka do nieba”, na scenę wtargnął mężczyzna, który kilkakrotnie ugodził nożem prezydenta Adamowicza.
Na scenie reanimowano Adamowicza, potem przewieziono go do szpitala. Tam lekarze przez pięć godzin operowali prezydenta Gdańska. Ostatecznie Pawła Adamowicza nie udało się uratować. Jacek Wrona usiłował wytłumaczyć, że kwestia ochrony podczas takich wydarzeń często sprowadza się do „wysportowanego kolegi”.
– W istocie nie ma żadnej ochrony – wskazał były oficer CBŚ.
– Jeśli chodzi o zmiany przepisów, nie powinniśmy tego realizować pod wpływem takich impulsów. Mimo wszystko są one oparte na jakimś doświadczeniu. Imprezy, które miały miejsce w niedzielę, charakteryzują się wielką spontanicznością. Głośna muzyka, kakafonia świateł, dymy, tańce… – wymieniał „wyśmienite” warunki dla zabójcy.
Podobnie skomentował wczorajsze warunki na scenie Dariuz Loranty. – Zauważalny był chaos organizacyjny. Nie było odpowiedniego zabezpieczenia całej imprezy. Gdyby impreza była zorganizowana tak, jak stanowi ustawa o imprezach masowych to z całą pewnością byłoby bezpiecznie – mówił na antenie Telewizji Republika Dariusz Loranty, tuż przed wystąpieniem Jacka Wrony.
źródło: Telewizja Republika
Źródło: Telewizja Republika