poniedziałek, 28 kwietnia 2025
Więcej
    Strona główna Polska i Świat „Spal radnego”. To była „atrakcja” finału WOŚP w Zielonej Górze

    „Spal radnego”. To była „atrakcja” finału WOŚP w Zielonej Górze

    MP
    „Gwoździem programu” niedzielnego finału 27. Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Zielonej Górze była licytacja pod hasłem… „Spal radnego”. Aukcję wygrał – za 3300 złotych – wicemarszałek województwa lubuskiego Łukasz Porycki. „Wybór dwóch radnych, którzy mieli stanąć w płomieniach, [Porycki] pozostawił żonie. Ta do płomiennej atrakcji wskazała [Roberta] Górskiego i [Marcina] Pabierowskiego” – pisze zielonogórska „Wyborcza’ na stronie internetowej. – Byłem pomysłodawcą tej licytacji. Nawet podczas niej było wiele śmiechu. Było to naprawdę jajcarskie – mówi portalowi Niezalezna.pl Paweł Wysocki, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej w Zielonej Górze.

    Jeszcze przed niedzielnym finałem pojawiały się zapowiedzi, że akcja o kontrowersyjnej nazwie „spal radnego” będzie „gwoździem” imprezy odbywającej się przy lubuskiej filharmonii. Zarówno licytacja, jaki i sama akcja, przerodziła się w niemałe widowisko.

    „Na scenie stanęło sześciu śmiałków, gotowych spotkać się z płomieniami w szczytnym celu. To Filip Gryko, Rafał Kasza, Paweł Wysocki, Marcin Pabierowski, Robert Górski i Grzegorz Hryniewicz”

    – pisze na swoich stronach zielonogórska „Gazeta Wyborcza”.

    Licytację „spalenia radnego” wygrał wicemarszałek lubuski, Łukasz Porycki, dając „na stół” 3300 złotych. Spektakl trwał dalej, a w rolę główną wcieliła się żona marszałka Poryckiego, która do akcji wskazała radnych Roberta Górskiego i Marcina Pabierowskiego.

    Radnych ubrano w ognioodporne kombinezony i wyposażono w aparaty powietrzne, a Porycka – podłożyła ogień.

    „Przez chwilę płomienie szalały między radnymi-astronautami. Nie było nic widać, śmierdziało. Chmura ognia tańczyła, tak jak zawiał wiatr. Widzowie, którzy liczyli na emocjonujący show, przy każdym „buchnięciu” ognia rozbiegali się w popłochu. Sytuacja wyglądała dość niebezpiecznie, choć strażacy zapewniali, że wszystko jest pod kontrolą”

    – opisuje sytuację zielonogórska „Wyborcza”.

    Organizatorzy twierdzą, że to była licytacja z przymrużeniem oka. I liczy się to, że wszystko służyło zbiórce pieniędzy na dzieci.

    Pomysłodawcą licytacji „spalenia radnego” był Paweł Wysocki, wiceprzewodniczący rady miasta Zielona Góra i szef sztabu WOŚP w tym mieście. Wskazuje, że od lat na finały WOŚP organizuje podobne licytacje, jak ta z niedzieli.

    – My, jako grupa radnych w sztabie WOŚP, robimy co roku jakąś jajcarską licytację. Wcześniej były akcje „rzuć tortem w radnego” czy „pociągnij radnego za sznurki” – gdzie można nas było na sznurku wciągnąć do lodowatej wody. Była też akcja „olej radnego”, podczas której można było radnych polewać wodą z węża strażackiego. W tym roku wymyśliliśmy niefortunnie „podpal radnego” ale to nie było formalne podpalenie człowieka, bo radni mieli kombinezony ognioodporne

    – mówił w rozmowie z portalem niezalezna.pl wiceszef rady Zielonej Góry.

    – Byłem pomysłodawcą tej licytacji. Nawet podczas niej było wiele śmiechu, Było to naprawdę jajcarskie

    – mówił.

    Zastrzegł, że sztab WOŚP nie otrzymał informacji, o tym co chwilę wcześniej stało się w Gdańsku.

    – Nie wiedzieliśmy, co się tam stało. Myśmy robili tę licytację po „światełku do nieba”. Ludzie się śmiali, były duże emocje. Podchodzimy do siebie z dystansem. To nie było nawoływanie do nienawiści. Ale w związku z tym, do czego doszło w Gdańsku, w przyszłości nie będziemy już robić akcji pod takimi nazwami

    – mówił wiceprzewodniczący rady miasta Paweł Wysocki.

    – Jakby nie było tragedii w Gdańsku, to by pewnie ani słowo krytyki się nie pojawiło

    – stwierdził.

    Źródło: zielonagora.wyborcza.pl, niezalezna.pl