Kulisy medialnej wrzutki i „zaginionych” akt z Sądu Najwyższego! Dokumenty znajdują się już w Trybunale Konstytucyjnym

sady.png

Ktoś tu chce zastraszyć nowych sędziów Sądu Najwyższego? Wiele na to wskazuje! Dziennik Gazeta Prawna poinformowała dzisiaj, że „zaginęły” akta sprawy, na kanwie której prof. Zaradkiewicz zadał Trybunałowi Konstytucyjnemu cztery pytania prawne. Atmosferę „grozy” podkręcał też rzecznik Sądu Najwyższego, który straszył sędziego Zaradkiewicza „konsekwencjami”. Szkopuł w tym, że żadne akta nie zaginęły! Znajdują się już w Trybunale Konstytucyjnym.

 

Z ustaleń portalu wPolityce.pl wynika, że do żadnego „zaginięcia” nie doszło, a informacja przekazana „Dziennikowi Gazecie Prawnej”, to ordynarna „wrzutka” medialna mająca na celu zakrycie kompromitacji Prezesa Izby Cywilnej SN, Dariusza Zawiustowskiego, który blokował wcześniej przesłanie pytań do Trybunału Konstytucyjnego. To jednak nie koniec. Działania prezesa Zawistowskiego nie mają dziś żadnych podstaw prawnych. Został on wyłączony ze sprawy poprzez postanowienie o zabezpieczeniu i przekazaniu akt sprawy, wraz z pytaniami prawnymi prezesowi Izby Dyscyplinarnej SN.

 

Ustaliliśmy jak doszło do przekazania akt. Z naszych informacji wynika, że zgodnie z prawem i procedurą zrobił to referent powyższej sprawy, czyi sędzia Kamil Zaradkiewicz. To on przekazał, zgodnie ze swoim postanowieniem, akta do Izby Dyscyplinarnej. Co się stało potem? Tu kompromituje się rzecznik Sądu Najwyższego, który wspólnie z prezesem Zawistowskim przedstawiali narrację o „zaginionych” aktach.

W poniedziałek „Dziennik Gazeta Prawna” podał, że w związku z tą sprawą z Sądu Najwyższego zniknęły akta sprawy, na kanwie której Zaradkiewicz sformułował pytania do SN. Jak powiedział „DGP” prezes Izby Cywilnej SN, nie wiadomo, co stało się z tymi aktami. „Nieoficjalne natomiast słyszymy, że jeżeli akta nie zostaną zwrócone, władze SN będą rozważać złożenie zawiadomienia do prokuratury” – podaje gazeta.

– czytamy w DGP.

Z naszych informacji wynika bowiem, że cała dokumentacja procesowa trafiła do Trybunału Konstytucyjnego. Nie ma więc mowy o tym, że dokumenty „zniknęły”.

W sprawie szokują wypowiedzi samego Zawistowskiego, który nie ma prawa wypowiadać się o sprawie, z której dzięki zabezpieczeniu, został wyłączony. Szokująco prowokacyjne stwierdzenia znajdują się też w kuriozalnej „uchwale” stowarzyszenia sędziowskiego „Iustitia”. Powyższe wypowiedzi wprost wskazują, że „kasta” sędziowska, strasząc prof. Zaradkiewicza prokuraturą, chce zablokować legalne działania nowych sędziów Sądu Najwyższego. Ciekawe dlaczego elity sędziowskie nie podnosiły larum, gdy prezes Zawistowski przetrzymywał akta i pytania prawne do TK w swojej Izbie Cywilnej? NA jakiej podstawie podejmował podobne decyzje?

źródło: wpolityce.pl