Tata pana Marka był operowany przez profesora Tomasza Grodzkiego w 2012 roku:
– Ojciec od jakiegoś czasu źle się czuł. I moja mama wręcz nakazała mu, żeby zrobiła badania i pojechał do szpitala Szczecin-Zdunowo. Po wynikach okazało się, że ma raka płuc, no i został na oddziale w Zdunowie. Ponieważ ja pracuję w służbie zdrowia już 35 lat, pojawiłem się w Zdunowie i próbowałem porozmawiać z profesorem Grodzkim, licząc na pomoc i zrozumienie. Ale profesor Grodzki poświęcił mi dosłownie półtorej minuty. Dużo ze mną nie rozmawiał, zbył mnie i odesłał do ordynatora. Ordynator poświęcił mi dużo więcej czasu, bo pokazał zdjęcia płuca mojego ojca. Wyjaśnił mi, że jest konieczność wycięcia całego płuca a nie tylko płatu
– mówi pan Marek.
Gdy tata pana Marka został na oddziale, dowiedział się o obowiązującej taryfie.
– Nie wiem, kto informował tych pacjentów, ale to była powszechna wiedza– relacjonuje pan Marek.
– Stawki chodziły w ten sposób, że za asystę pana profesora płaciło się do 5 tysięcy złotych, on wtedy nie operował. A za osobistą operację stawka wynosiła do 10 tysięcy złotych. Nie wahaliśmy się długo, bo życie jest ważniejsze i chcieliśmy mieć cień nadziei na przedłużenie życia o rok, może dłużej. Nikt wtedy na pieniądzach nie oszczędza.
Źródło: niezalezna.pl/ telewizjarepublika.pl