Frasyniuk i Wałęsa nie mogą znieść, że Kornel Morawiecki do końca nie zdradził ani idei „S”, ani ludzi, którzy za nią stali

kornel_morawiecki_youtube.jpg

Spory wśród ludzi z opozycji antykomunistycznej – o zasługi, o pozycję, o ocenę poszczególnych wydarzeń – są sprawą w pełni zrozumiałą. To był szczególny czas, w którym były i konflikty, i ambicje, i urazy. Rzadko jednak mamy do czynienia z czymś tak brutalnym jak ostatni atak Władysława Frasyniuka na śp. Kornela Morawieckiego na łamach „Gazety Wyborczej”:

 

Morawieccy walczyli z komunizmem? Błagam… Jeden wyjechał, o drugim nic nie słyszałem.

„SW” obrosła głównie mitami. Tak się zakonspirowali, że nikt nic o nich nie wie. O rzekomej ruletce i grobie nigdy nie słyszałem, o szpitalu – owszem. Chętnie bym się dowiedział od MM, co to był za szpital, bo na ortopedii, laryngologii czy kardiologii na pewno nie leżał.

Błagam… Za chwilę usłyszę, że to organizacja większa niż AK i bardziej zdeterminowana. Karabin maszynowy, bomby i jeszcze może celowniki optyczne na podczerwień –

— mówił Frasyniuk, podważając lekką ręką setki relacji i prac historycznych, nieładnie uderzając w działacza, który reprezentował inną linię w podziemiu niż on sam.

To są słowa naprawdę wyjątkowo małostkowe. Słusznie premier Morawiecki podkreślił w odpowiedzi, że Frasyniuk atakuje człowieka, który już nie może się bronić:

Solidarność Walcząca, to tysiące do dziś bezimiennych drukarzy, to odważna walka z komuną wbrew beznadziei, na którą liczyli Kiszczak i Jaruzelski wprowadzając stan wojenny, to 600 audycji radiowych, to kontrwywiad i mrówczy kolportaż setek tytułów przez dziesiątki tysięcy zaangażowanych działaczy i sympatyków. (…) Solidarność Walcząca to braterstwo z wieloma strukturami podziemnej Solidarności, walka ramię w ramię, z komunistycznym złem. Dlatego mam przekonanie, że ludzie „Solidarności” pamiętają, w imię jakich zasad podjęli trud walki o wolną Polskę w 1980 roku i dobrze pamiętają mojego Ojca.

Przypomnijmy, że Kornela Morawieckiego bardzo brutalnie atakował wcześniej również Lech Wałęsa; co gorsza, czynił to tuż po jego śmierci:

Wybaczyłem szefowi „Solidarności Walczącej”, a oni robią z niego bohatera. A on w środku, stan wojenny, a on kozak zakłada „Solidarność Walczącą”. To zdrajca.Ja wiedziałem, że on nie za dużo potrafi, nie zakozaczy. Olaliśmy go. Oni dziś mają się za bohaterów, a myśmy zwyciężyli. Kompromisami, bo inaczej nie dało się wygrać-

— grzmiał Wałęsa na konwencji Koalicji Obywatelskiej.

A teraz najważniejsze pytanie: dlaczego Wałęsa i Frasyniuk to robią? Czy przemawia przez nich pycha? Uwielbienie dla siebie? Chęć przypisania sobie wszystkich zasług? Zapewne tak. Ale sądzę, że tak naprawdę nie mogą znieść faktu, że śp. Kornel Morawieckie ostatnich swoich dni nie zdradził ani idei, ani ludzi. Że nie porzucił przesłania „Solidarności” tuż po upadku komuny, i że do końca myślał z troską o ludziach; także tych robotnikach, którzy zapłacili tak wysoką cenę za często bezmyślną transformację lat 90., a od których tak wielu ludzi pierwszej „S” po prostu się odwróciło, mówiąc: radźcie sobie sami. Tego nie mogą mu wybaczyć.

I nie mogą też wybaczyć jego synowi, Mateuszowi Morawieckiemu, że jako polityk stara się nieść dalej dziedzictwo pierwszej „Solidarności”. Bo ile by kalumnii nie rzucili, to rządy Prawa i Sprawiedliwości starają się realizować tamten testament. Testament troski o najsłabszych, testament niepodległości, testament polskich wartości.

autor: Jacek Karnowski

źródło: wpolityce.pl