Wrocław walczy z mową nienawiści. Jak?! Uznaniowo. To co mieści się w lewackim pojmowaniu akceptacji, tolerancji i zgody na nienormatywne zachowania jest do przyjęcia. Jeśli manifestujemy patriotyzm, to tylko unijny, ewentualnie unijno-tęczowo-polski. W listopadzie i grudniu odbyły się dwa wydarzenia, które ujawniły, kiedy, na co, i w jaki sposób magistrackie uszy, oczy i usta reagują a także co wolno i komu w zależności od wyznawanych poglądów.
Wszelkie objawy polskości są na cenzurowanym i w ocenie doradcy ds. tolerancji i przeciwdziałania ksenofobii mogą stanowić zagrożenie. Marsz Polski Niepodległej został rozwiązany kilka minut po rozpoczęciu, mimo, że nie było żadnej agresji w tłumie. Powodem było przypuszczenie, że coś się wydarzy.
Trzy tygodnie później, wśród zupełnie inaczej myślących ludzi wykrzykiwano obelżywe słowa. Tam, nikt nikogo nawet nie pouczył, nie mówiąc o rozwiązaniu zgromadzenia, czy pociągnięciu do odpowiedzialności karnej.
Przestrzeń publiczna, zdaniem Miasta, zaanektowana przez homoseksualnych z plusem i ich przyjaciół mieści się w kanonie dobrego zachowania. Poczynania Władysława Frasyniuka i jego osobliwe wyrażanie ekspresji, według Miasta, jest racjonalne i w granicach przyzwoitości – co z tego, że wulgarne?! Zatem powoływanie się urzędników na paragrafy pokazuje, jak wybiórczo traktowani są mieszkańcy podczas zgromadzeń publicznych.
Niekonsekwencje magistratu dostrzegł Robert Grzechnik Radny Miasta. Zapytał Prezydenta Jacka Sutryka o hasła wykrzykiwane przez Frasyniuka podczas manifestacji „w obronie sądów”, czy były mową nienawiści? A jeśli tak, to co w związku z tym zrobili wówczas urzędnicy? Nadto, czy po słynnej frazie Frasyniuka przedstawiciel UM dał ostrzeżenie organizatorowi manifestacji o możliwości rozwiązania zgromadzenia?
Odpowiedzi udzieliła dyrektor Biura Prezydenta Barbara Lisiewicz. Teraz wiemy, że pan Prezydent nie delegował swojego przedstawiciela, uznał bowiem, że w trakcie trwania zgromadzenia, nie będzie niebezpieczeństwa naruszenia porządku publicznego. Nadal nie wiemy, czy „j…ć pisiora, i się nie bać” jest mową nienawiści, bo do tego punku ani Prezydent, ani jego urzędnicy jeszcze się nie odnieśli.
Radny Robert Grzechnik autor „zapytania dotyczącego walki Wrocławia z mową nienawiści” zdefiniował nam ów termin.
Generalnie to jest lewicowy wymysł mający na celu wprowadzenie cenzury i wypieranie niewygodnych faktów. Ale skoro się tym posługują, niech i przestrzegają swoich reguł.