Lidia Staroń o uchwale Sądu Najwyższego: „Orzekając, ci sędziowie byli sędziami we własnej sprawie”

fot: youtube

Argumentacja ich wyłączenia była taka, że orzekając ci sędziowie byliby sędziami we własnej sprawie. Czy pozostali sędziowie, którzy nie zostali wyłączeni, nie dostrzegli, że to właśnie oni podejmując tą kontrowersyjną uchwałę stali się sędziami we własnej sprawie?

— pyta w rozmowie z portalem wPolityce.pl Lidia Staroń, senator niezależna.

 

wPolityce.pl: W wywiadzie dla tygodnika „Sieci” powiedziała pani, że to uchwała Sądu Najwyższego jest kagańcowa. Dlaczego konkretnie?

Lidia Staroń: W podjęciu uchwały nie brały udziału dwie izby Sądu Najwyższego, a części sędziów zgłosiła zdania odrębne. W dodatku części sędziów – siedmiu sędziów Izby Cywilnej – w ogóle nie dopuszczono do orzekania (powołanych w ostatnim czasie przez Prezydenta). A zatem już przed rozpoznaniem sprawy znany był jej wynik? Argumentacja ich wyłączenia była taka, że orzekając ci sędziowie byliby sędziami we własnej sprawie. Czy pozostali sędziowie, którzy nie zostali wyłączeni, nie dostrzegli, że to właśnie oni podejmując tą kontrowersyjną uchwałę stali się sędziami we własnej sprawie? Czy podejmując uchwałę nie udzielili sami sobie immunitetu od orzeczeń Izby Dyscyplinarnej? Czy to nie jest naruszenie zasady, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie? Dlaczego ci sędziowie podważają status sędziów i jedną uchwałą uchylają skutki prawne szeregu orzeczeń już wydanych?

Z treści uchwały wynika, że sędziom najbardziej przeszkadzała Izba Dyscyplinarna, której wszystkie orzeczenia uznano za wadliwe.

Nie zakwestionowano natomiast już wydanych orzeczeń Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która orzekała o ważności wyborów, a która była powołana w takich samych okolicznościach jak Izba Dyscyplinarna. To pokazuje, o co tak naprawdę toczy się walka i czego nie chce część środowiska sędziów. Tym samym otworzono sędziom skazanym za czyny niegodziwe możliwość powrotu do zawodu. Natomiast zamknięto możliwość orzekania (nałożono kaganiec) kilkuset nowym sędziom, w tym także wybitnym przedstawicielom nauki prawa. Co gorsza jednak, osoby, które w przestrzeni publicznej wyrażają odmienny pogląd od tego wyrażonego w uchwale Sądu Najwyższego, mogą być teraz narażone na to, że nie spotkają się z obiektywizmem przy rozpoznawaniu ich spraw nie tylko w Sądzie Najwyższym ale także przed innym sądem.

Jest pani oburzona działalnością sędziów i mówi, że walczą o władzę, jak kiedyś prezesi spółdzielni, czy komornicy. A pani walczy o interesy ludzi.

Przychodzi do mnie wiele ludzi, także spółdzielców. Jest wiele przejmujących historii tak, że czasem aż trudno uwierzyć, ale często pojawia się jeden wspólny mianownik – strach i ogromna bezsilność tych ludzi. Niepewność spółdzielców, tego czy jutro nie zostaną bez dachu nad głową, pomimo tego, że za swoje mieszkania zapłacili. Widziałam nakazy eksmisji z mieszkań, kiedy nie było zadłużeń. Wyrzucano ludzi na bruk, a „drużyna prezesa” rozdzielała między siebie przejęte mieszkanie. Albo sprzedawano je za przysłowiową złotówkę. I właśnie dlatego tyle lat, tak bezkompromisowo i mimo tylu przeszkód skutecznie walczyłam o zmianę prawa spółdzielczego. Dzisiaj z pewnością skala patologii w tym obszarze jest mniejsza, choć oczywiście nie znaczy to, że jest dobrze. Dlatego nie zamierzam odpuścić i wciąż pracuję nad zmianami. Pracy jest bardzo dużo i mam nadzieję, że w tej kadencji ją wykonam.

źródło: wpolityce.pl