Złotowski: Trudno będzie znaleźć sojusznika do powstrzymania zakusów TSUE i KE rozszerzenia swojej władzy

Musimy znaleźć sojusznika w jakimś silnym europejskim państwie, na przykład we Włoszech, ale tam o mały włos miały się odbyć przedwczesne wybory, ale się jednak na razie nie odbywają. Niemcom, Francji to jest na rękę, natomiast jest kilka krajów Europy Wschodniej, którym to po pierwsze nie jest na rękę i które to wyrażają, jak na przykład Węgry, ale są też kraje, które uważają, że – jakby to powiedzieć – własnym politykom nie ma co ufać, ci z Zachodu lepiej wiedzą, co robić. Mają taką mentalność niektórzy

— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowany Kosma Złotowski (PiS).

 

wPolityce.pl: Komisja Europejska we wniosku do Trybunału Sprawiedliwości UE o środki tymczasowe w sprawie ustawy dotyczącej sądownictwa nie zawarła kar finansowych dla Polski, niemniej już sam fakt, że ta procedura została rozpoczęta budzi niepokój, dlatego że została ona de facto rozpoczęta bezprawnie. Jakby się Pan do tego odniósł?

Kosma Złotowski: Tutaj wszystkie działania organów unijnych są o tyle bezprawne, że wprawdzie nieopisane w traktatach, ale Komisja, ale także TSUE usiłuje rozszerzyć wachlarz możliwości, swoje władztwo, więc nic dziwnego, że coś takiego mimo traktatów, które tego nie przewidują, zostało złożone.

Czego należy się spodziewać dalej? Czy jest szansa na to, żeby dojść do porozumienia z TSUE oraz KE i wyjaśnić kwestie kompetencyjne, czy raczej obie te instytucje nie odstąpią mimo litery traktatów?

Wydaje mi się, że mimo traktatów nie odstąpią, ale oczywiście będziemy próbować dialogu. Tylko to jest oczywiście trudne.

Niepokoju nie kryją też inni politycy europejscy, nie tylko ci na scenie polskiej. Ostatnio wypowiedział się Matteo Salvini, który wyraźnie stwierdził, że demokratycznie wybrany rząd może reformować sądownictwo tak, jak chce. Słowa te jednak pozostały – przynajmniej na razie – bez echa w instytucjach unijnych.

Wszystkie pozostałe rządy uważają, że nie będą miały nigdy kłopotów z KE czy z TSUE, a to z tego powodu, że postępują w ten sposób, który jest uważany za słuszny przez europejski mainstream. Natomiast Salvini oczywiście, to co zamierza wprowadzić we Włoszech w przypadku, gdyby z powrotem dostał się do władzy, będzie miał takie kłopoty.

Czy jest w tym momencie jakakolwiek realna możliwość zbudowania frontu, który by dał odpór zakusom zmiany traktatów poprzez precedens?

Jest trudno. Musimy znaleźć sojusznika w jakimś silnym europejskim państwie, na przykład we Włoszech, ale tam o mały włos miały się odbyć przedwczesne wybory, ale się jednak na razie nie odbywają.

Niemcom, Francji to jest na rękę, natomiast jest kilka krajów Europy Wschodniej, którym to po pierwsze nie jest na rękę i które to wyrażają, jak na przykład Węgry, ale są też kraje, które uważają, że – jakby to powiedzieć – własnym politykom nie ma co ufać, ci z Zachodu lepiej wiedzą, co robić. Mają taką mentalność niektórzy.

To już jest de facto mentalność federalistyczna.

Staje się. Staje się metodą faktów dokonanych. Z całą pewnością. Przeciwko temu trzeba oponować, trzeba pokazywać, przedstawiać swoje argumenty, co staramy się robić. Chociaż to często wygląda tak, że uszy są zamknięte na argumenty, natomiast serca otwarte na emocje.

To było zresztą widać podczas ostatniej debaty w Parlamencie Europejskim na temat praworządności w Polsce…

No właśnie. Czy tam padły jakiekolwiek fakty, jakikolwiek zarzut „złamania praworządności polegający na tym że…”? Nie. Tylko istnieje aksjomat, że „łamie się praworządność i na to nie możemy pozwolić”. To jest wszystko, co nasi oponenci mają do powiedzenia.

źródło: wpolityce.pl