Robert Biedroń w postkomunistycznej aureoli. Nie jest pierwszym polskim politykiem, który wykorzystuje PE, żeby kłamać w żywe oczy

Biedroń.jpg
fot. youtube.com

Robert Biedroń nie jest pierwszym polskim politykiem, który wykorzystuje Parlament Europejski, żeby kłamać w żywe oczy. Żeby bezkarnie oskarżać rywali politycznych, stojących mu na drodze do władzy o największe zbrodnie.

Żeby cynicznie wykorzystując brak wiedzy parlamentarzystów innych państw na temat prawdziwej przeszłości Polski, ale także sytuacji obecnej w Polsce, budować jej fałszywy obraz. Zdaje sobie sprawę, że po jego słowach, choćby nie wiadomo jak kłamliwych, nie spotka się z rzeczową ripostą przedstawiciela innego państwa europejskiego. Do wyjątków należą euro posłowie innych krajów, mający wystarczającą wiedzę o Polsce, by stawić czoła łajdackim insynuacjom Roberta Biedronia. Do takich podłych zarzutów trzeba zaliczyć to, co lider Wiosny powiedział podczas ostatniej debaty w PE poświęconej stanowi praworządności w Polsce. Mianowicie stwierdzenie, że „w Polsce istnieją ludzie, którzy zniszczyli Polskę bardziej niż komuniści”.

W innej wersji powiedział, że to Prawo i Sprawiedliwość zniszczyło Polskę bardziej niż komuniści. Tak opinia nie jest już tylko przejaskrawieniem. To plugawe oskarżenie, nie mające żadnego związku z rzeczywistością. Wie doskonale o tym, że posługując się tak nikczemnymi sposobami w politycznej walce, szkodzi nie tylko obecnie rządzącej ekipie ale milionom Polaków, od których odwraca się Europa. Przypisując obecnej władzy intencje naśladujące działania z czasów komunistycznych wie, że to brudne, nieprawdziwe posądzenie. Stworzone doraźnie po to, aby nie tylko sprowokować, ale wywrzeć nacisk na pochodzących z innych krajów euro parlamentarzystów, aby zajęli wobec Polski twarde stanowisko zmierzające do wykluczenia naszego kraju z kręgu państw, traktowanych jako równorzędnych partnerów wspólnoty. Zarazem taka opinia pozwala na stosowanie szczególnych kroków przez UE i jej różne grona, w rodzaju Komisji Europejskiej czy Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, w celu przywrócenia w Polsce ładu i systemu sprawiedliwości spełniających standardy europejskie. Jest usprawiedliwieniem dla ingerencji przedstawicieli UE w polskie wewnętrzne sprawy, u źródeł których jest troska o dobro polskiego społeczeństwa.

Nie wierzę w to, że Robert Biedroń, wygłaszając swoje oskarżenie, robi to z ignorancji. Że nie zna historii Polski i nie wie, jakich zbrodni dopuścili się w naszym kraju komuniści przybyli ze Wschodu oraz nasi rodzimi wyznawcy aberracyjnej ideologii. Wypowiada więc te oszczercze, niczym nie usprawiedliwione słowa, wie o ich zdradliwym sensie, bo osłabiającym pozycję Polski w Europie, choć w niczym sobie na to nie zasłużyła. A już z pewnością nie na to, by rzucać możliwie najcięższym oskarżeniem. Bo po nim pozostaje już tylko niemiecki nazizm. Wedle wielu znawców równorzędny z komunizmem.

Warto sobie zdać sprawę z dwóch rzeczy. Połączonych ze sobą. Drańską tezę o własnym kraju wygłasza na forum europejskim kandydat na prezydenta Polski. Walczy o to stanowisko, pokazując oblicze, człowieka fałszywego, zdemoralizowanego przez swoje kłamstwa.

Paradoks polega na tym, że taka mierna postać została wystawiona do ubiegania się o najwyższy urząd w państwie także przez postkomunistów. Ci nawet nie czują, że oskarżenia ich kandydata dotykają ich protoplastów. A pośrednio i jego samego.

autor: Jerzy Jachowicz

źródło: wpolityce.pl