Młodzi, agresywni mężczyźni rzucający kamieniami i granatami hukowymi w polskie służby – tak wygląda rzeczywistość na granicy polsko-białoruskiej. Do ataków wykorzystywane są także dzieci. Gdy jeden z rzuconych granatów ogłuszających wybuchł tuż przy policjantach, po stronie migrantów rozległy się… wiwaty.
Straż Graniczna poinformowała dziś na Twitterze, że koczujący przy przejściu granicznym w Bruzgach po stronie białoruskiej atakują polskie służby. Wobec agresywnych osób użyto armatek wodnych. „Cudzoziemcy rzucają w stronę polskich służb kamieniami oraz przedmiotami, z których wydobywa się dym. Słychać huk, przez zaporę z drutu kolczastego agresywni cudzoziemcy przerzucili kłodę drewna” – przekazała SG.
Ministerstwo Obrony Narodowej dodało, że „migranci zostali wyposażeni przez białoruskie służby w granaty hukowe i obrzucili polskich żołnierzy i funkcjonariuszy”. Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn podkreślił później, że pierwsza fala ataku została odparta.
Nie było jednak łatwo, o czym świadczą najnowsze filmy MON.
Narracja niektórych mediów i polityków opozycji została zweryfikowana przez samo życie. Podczas gdy padają słowa o „zmarzniętych kobietach i dzieciach”, fakty są takie, że ataków na polskie służby dokonują przede wszystkim młodzi mężczyźni. Są nie tylko bardzo sprawni fizycznie, ale i agresywni.
Źródło: niezalezna.pl