Rosja sowiecka zadawała sobie dużo trudu, by w dwudziestoleciu międzywojennym odgrywać się na ludności polskiej. Niebezpieczeństwo utraty życia, pobicia i rabunku wzrastało z każdym kilometrem oddalającym siedziby Polaków od posterunków Państwowej Policji.
Im dalej od miast i miasteczek, tym Kresowianom było ciężej. Zaborcza polityka rosyjskich kacyków i służalczych wobec nich białoruskich, litewskich czy ukraińskich urzędników zawsze odbijała się na stosunkach społecznych, politycznych i narodowściowych.
Przestępczość na Kresach, pomijając narodowość, to przede wszystkim przemyt i rozboje. Często przy udziale rosyjskich władz, lub za ich cichą zgodą. Władza miała potem powód, by zapraszać takich oprychów do współpracy!
Mogli robić co chcą ale jak będą potrzebni mają wykonywać określone zadania. Najczęściej były to zlecenia podburzające inne nacje przeciwko Polakom. Nienawiść do nas wynikała często z narodowego nacjonalizmu. Białorusini i Ukraińcy, inspirowani przez sowietów nie mogli znieść naszej umiejętności przystosowania się do panujących warunków, zdolności intelektualnych i rzetelnej pracy, która pozwalała rozwijać się, nadto dawała zatrudnienie wszystkim, którzy jej potrzebowali. Polacy często dawali zatrudnienie w swoich gospodarstwach innym nacjom. Przeważali ukraińscy robotnicy najmowani do prac polowych, w gospodarstwach hodowlanych na wsiach i w fabrykach w miastach. Podobnie czynili Żydzi i Niemcy. Pracowitość przynosiła widoczne efekty, jednocześnie u mniejszości narodowych powodowała zawiść. Raził ich polski patriotyzm, pielgrzymowanie i odwoływanie się do Kościoła katolickiego. Na tym tle, wzmagane przez propagandę bolszewicką, rodziły się konflikty społeczne. Ludzie żyli w dobrych warunkach, ale też w ziemiankach.
Ostatnie sześć lat przed dwudziestoleciem międzywojennym znaczone było – w przeciwieństwie do centralnej Polski – niszczeniem dóbr prywatnych. Polacy wywożeni w głąb Rosji byli pozbawiani majątków a posiadłości grabione. Jednocześnie był to czas nieustannej odbudowy. Polscy architekci, urbaniści i budowniczowie w międzywojniu wykazali niezwykłe zdolności organizacyjne.
Na przykładzie Lwowa, widzimy jak Polacy dbali o rozwój miast. Śmiało można powiedzieć, że rozkwit polskiej myśli w międzywojniu, i to w każdej dziedzinie szedł w parze z przestępczością, również zorganizowaną. A ta na Kresach Wschodnich istniała w każdej grupie etnicznej. Również wśród Polaków. Słynne lwowskie batiary to nie tylko Szczepcio i Tońko drobni złodziejaszkowie znani całej Polsce z radiowej „Wesołej Lwoskiej Fali”. W rzeczywistości były to uliczne lumpy żerujące na naiwności, ale też kasiarze różnego kalibru, którzy „nic nikomu ni mówili, światła pugasili, ino w mordu bili”. Stanisław Wasilewski kapitalnie scharakteryzował batiarów lwowskich w „Niezapisanym stanie służby”. Autor pisze: -Rozmaitego autoramentu awanturniczość złożyła się na tę rasę, która się tak wyraźnie odcina na tle krajobrazu społecznego innych miast polskich. Jeżeli ludność Lwowa jest aliażem i „miszkulancją” różnych nacji, które tędy w ciągu wieków przepływały — to cóż dopiero jej przedmiejski łazik, „słodki wariatuńcio” i makabunda z Kręconych Słupów czy Czartowskiej Skały? Rozdobędność, chętkę do włóczęgi wziął od jeńców tatarskich, przebiegłości nauczyli go kupcy ormiańscy i greccy korzennicy, zastrzyk buty zadziornej dali mu przybysze węgierscy z tamtej strony Karpat, fantazję polską masa szlachecka, której służył i ciurą w obozach chodził. Śpiewać uczył się od sąsiadów Rusinów i od grajka wędrownego z Czech, a i z małpowania kupletów wiedeńskich i od siebie samego także trochę. Oczajdusze i łaziki przedmieść lwowskich — to plemię, bez którego nie sposób wyobrazić sobie tego miasta w ogóle. Przyszli na świat z Lwowem samym. Wylegli hurmą na rogatki z pieśnią na ustach już wtedy, gdy przed dobrym pół tysiącem lat wjeżdżała z Węgier do swej posażnej stolicy królowa Jadwiga. I kto wie, czy nie wówczas ustaliła się ich nazwa, którą na zawsze umieli zatrzymać: batiary. Słowo samo wywodzi się bowiem z ojczyzny króla-jagiełłowej żony. „Betyar” oznacza po węgiersku zuchwalca i wesołego mędrka zarazem. Radzi byli po wiek wieków wszystkiemu, co nie tylko bujne, ale i podstępne, co podszyte kawałem, przynoszącym w rezultacie zwycięstwo”.
źródło: kresowianie.info
Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź