Podobnie jak to się działo z wieloma oficerami z ukraińskiej armii atamana Symona Petlury, również i generał Pawło Szandruk założył mundur polski. Jak to wspomina w dostępnych w internecie wspomnieniach: „W rozmowie z płk Perkowiczem na początku 1936 r. poprosiłem o możliwość uczęszczania na kurs w Wyższej Szkole Dowództwa i Sztabu Generalnego i płk Perkowicz był po prostu w szoku. Nie dlatego, że uważał to za dziwne lub niepotrzebne, ale dlatego, że był zaskoczony, że nadal chciałem studiować w wieku czterdziestu ośmiu lat.
Naprawdę zawsze miałem ochotę na naukę, a w 1929 roku ukończyłem szkołę radiotechniczną (typu wojskowego, pod dowództwem mjr R. Jackowskiego). Płk Perkowicz zasięgnął opinii komendanta Kolegium gen. T. Kutrzeby i szefa Oddziału II Sztabu Generalnego płk. T. Pełczyńskiego i sprawa została rozstrzygnięta przychylnie. (…) Generał Kutrzeba widział tylko trudności z tym moim stopniem, bo zgodnie z regulaminem Kolegium przyjmowało tylko oficerów pomiędzy stopniem porucznika i majora. Kiedy płk Perkowicz poinformował mnie o tym, odpowiedziałem, że polski stopień wojskowy nie jest dla mnie przeszkodą. Z rozmów z oficerami, którzy ukończyli tę szkołę stwierdziłem, że jej poziom szkolny był bardzo wysoki i chciałem poszerzyć swoją wiedzę taktyczną nawet w tak zaawansowanym wieku”. I tak generał Szandruk otrzymał mundur polskiego majora i z powodzeniem ukończył szkołę. Jak Szandruk wspomina, „Kolegium ukończyłem we wrześniu 1938 roku z ocenami dobrymi i od razu zaproponowano mi kontrakt podpułkownika, z obietnicą, że podczas najbliższego 19 marca (urodziny Piłsudskiego) otrzymam kontrakt pułkownika”.
Wkrótce zakończyła się krótka era pokoju. Szandruk pisał: „Po ukończeniu kolegium wróciłem do 18. Pułku i objąłem stanowisko zastępcy dowódcy pułku. Życie w pułku było rutyną do połowy marca 1939 r., kiedy to na skutek ultimatum Hitlera pułk wraz z naszą i dziesięcioma innymi dywizjami został postawiony w stan gotowości mobilizacyjnej. Od tego czasu miałem obowiązek kierowania ćwiczeniami taktycznymi batalionów i całego pułku, aż do naszego przeniesienia w okolice Poznania do obsadzenia granicy na odcinku Kcynia”.
Interesujące są oceny Szandruka odnośnie Polaków. Jak pisał, odkrył „że wyposażenie materiałowe i techniczne Wojska Polskiego, choć wysokiej jakości, często brakowało w ilości (np. artyleria przeciwlotnicza, broń automatyczna, działka przeciwpancerne, pojazdy itp.). Nie było to dla mnie zaskoczeniem, przy wszystkich swoich poświęceniach Polacy po prostu nie potrafili zbudować machiny przeciw Niemcom w ciągu zaledwie dwudziestu lat ich państwowości. Polskie koła wojskowe wiedziały o tym równie dobrze jak ja i nawet szeregowi żołnierze to widzieli i odczuwali przygnębienie. Z perspektywy czasu nie sposób oprzeć się porównaniu sytuacji z 1939 r. z patriotyzmem i poświęceniem Polaków w czasie Powstania Warszawskiego 1944 r., kiedy nie myśleli już o rodzinie, nie zwracali uwagi na niedociągnięcia techniczne i materialne, ale bez jedzenia, a nawet wody, gołymi rękami atakowali niemieckie czołgi”.
Szandruk w mundurze polskiego pułkownika walczył podczas całej kampanii wrześniowej, a w ramach tego uczestniczył w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim, drugim po bitwie nad Bzurą starciu z polskim zwrotem zaczepnym. Jak dalej wspominał: „Zorganizowałem obronę Kransnobrodu i walki trwały tam dwa dni. Byłem w pierwszej linii i dało to możliwość obserwowania odwagi i poświęcenia polskich żołnierzy, zwłaszcza oficerów pod moim dowództwem: jeden porucznik ciężko ranny w nogę nie opuścił karabinu maszynowego, dopóki nie wystrzelił całej amunicji, a dopiero po tym zgodził się by zostać przeniesionym do karetki pogotowia. Z drugiej strony był też powód do podziwiania Niemców w ataku: maszerowali w kolumnach bojowych pod ostrzałem, jak na paradzie. Wokół nas były setki trupów, martwe konie, rozbite armaty, wozy z amunicją i zapasami, straszny widok katastrofy nawet dla żołnierza, który często patrzył śmierci w oczy”. Po zakończeniu walk Szandruk trafił do niemieckiego oflagu, skąd go zwolniono w związku z poważnymi problemami zdrowotnymi. Przez kilka lat mieszkał w okupowanej Polsce, a w ramach tego spędził kilka miesięcy w więzieniu gestapo. Później dostał pracę kierownika kina w Skierniewicach; kino było dla Niemców, z jednym dniem w tygodniu gdy mogli do niego wchodzić również Polacy.
Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź