PRL mordował Polaków: na komisariacie wrzaski Przemyka były słyszane nawet na zewnątrz

Komuna z antykomunistami i popierającymi ich duchownymi rozprawiała się z bezwzględnie. Ich śmierci były pozorowane a śledztwa po których okazywało się, że ofiary były nakomanami, alkoholikami czy osobami skłonnymi do samobójstw, umarzane.

IV Departament miał długie tradycje. Został powołany z inicjatywy NKWD zaraz po II wojnie światowej do walki z wszystkimi kościołami na terenie Polski. Likwidacja wszelkich objawów religijności była traktowana priorytetowo. Bogiem miał byś Stalin-słońce narodu! W przypadku Kościoła katolickiego cel nie został osiągnięty. Ale, dążenie do niego spowodowało tragiczne skutki. Kapłani, którzy odcinali się od ludowej władzy i osoby z nimi współpracujące były nieustannie pod nadzorem aparatu państwa. Działania miękkie, jak inwigilacje, podsłuchy czy propozycje współpracy stosowano w pierwszej fazie działań operacyjnych. Druga faza, miała zastraszyć w sposób widoczny i trwały. Zapowiadano, nawet często, co w niedalekiej przyszłości może się zdarzyć. Ofiary nieustannie miały się bać o swoje życie.

Inaczej zrobiono ze znaną w warszawskim środowisku Barbarą Sadowską. Sadowska od połowy lat 70. ub.w. była obserwowana za działalność przeciwko państwu. Wielokrotnie aresztowana i więziona na kilka do kilkunastu dni za przemycanie książek z Francji do Polski, za posiadanie bibuły, za uczestnictwo w protestach. Opozycjonistka współpracowała z Prymasowskim Komitetem Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Działalność była powszechnie znana, ale przez SB-ckie służby nie zinfiltrowana, toteż Sadowska była „tylko” zastraszana. Kilkanaście miesięcy przed zakatowaniem jej syna, Grzegorza Przemyka, w więzieniu na ul. Rakowieckiej usłyszała: „Was, Sadowska nie możemy ruszyć, ale syna wam załatwimy”.

Śmierć Grzegorza Przemyka, licealisty, który razem z kolegami rozpoczął świętowanie zdanego egzaminu maturalnego przerwało ZOMO. Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej powstały z inicjatywy gen. Jaruzelskiego z okazji ogłoszenia stanu wojennego w Polsce. Grzegorz Przemyk został zatrzymany za brak dowodu osobistego. Z Placu Zamkowego został przewieziony na komisariat MO, przy ul. Jezuickiej. Dostał silne ciosy jeszcze przed wejściem do auta, kolejne na komisariacie. Jeden z funkcjnariuszy MO „uczył go noszenia papierów”. Na komisariacie wrzaski Przemyka były słyszane nawet na zewnątrz. Z polecenia Denkiewicza bito tak, „by nie było śladów”.

Rzecznik rządu wątpił w zdrowy umysł Grzegorza Przemyka, nadto śledztwo przejęło MSW, nadzorował je Czesław Kiszczak. Podobny mechanizm działał w przypadku śledztwa w sprawie zamordowania Kapłanów Solidarności. Śledztwo w sprawie Grzegorza Przemyka, wykazało winę służb medycznych. Dlatego, tłumaczył w mediach rzecznik rządu, nie ma żadnych podstaw do stawiania zarzutów milicjantom, bo wg świadków mieli oni „widzieć brutalne zachowanie sanitariuszy wobec Przemyka”.

Sanitariusze przyznali się do pobicia! Zostali skazani 16 lipca 1984 roku na 2,5 roku więzienia i 1,5 roku więzienia. Wolność odzyskali na mocy amnestii 21 lipca tego samego roku. Milicjanci, bezpośredni sprawcy dostali specjalne nagrody finansowe „jako zadośćuczynienie” i „rehabilitację naszego aparatu w oczach społeczeństwa”.
Barbara Sadowska zmarła dwa lata później. W nowej rzeczywistości próbowano dojść sprawiedliwości w roku 2000, 2003 i 2004, ale milicjanci nadal mieli parasol ochronny. Objęła ich kolejna amnestia i przedawnienia. Mówiło się o kierowanej niemożności w prowadzeniu postępowań sądowych. Film na podstawie książki Cezarego Łazarewicza „Żeby nie było śladów” pokazuje kalendarium zdarzeń.

Źródło: dzieje.pl; ipn.gov.pl

Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj