Lata ’50 w aparacie państwowym to już mocno umocniona władza komunistyczna, ale bez poparcia społecznego. Naród polski, co było niezrozumiałe dla Sowietów nie przejawiał proleriackiej duszy. W rejonowych sądach odbywają się procesy osób konsekrowanych, które mają wiernych Kościoła katolickiego oddalić od wiary.
Rok 1953 ludowa władza pyta Moskwę, czy przeprowadzać pokazowy proces sądowy w sprawie „antyludowej działalności reakcyjnego kierownictwa katolickiego duchowieństwa”. Odpowiedź jest natychmiastowa! Proces jest celowy, zatem 22 września 1953 roku Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazuje bp Czesława Kaczmarka na 12 lat więzienia, ks. Jana Danilewicza na 10 lat, ks. Józefa Dąbrowskiego na 9 lat i s. Walerię Niklewską na 5 lat, ale tu był wyrok w zawieszeniu.
Wszyscy byli oskarżeni o wrogość wobec ZSRR, nadto o dywersję, szpiegostwo, kontakty podziemia z ordynariuszami diecezji kieleckiej, oraz o współpracę z Niemcami w czasie wojny. Proces, jak chciał stalinowski reżim miał być nauczką dla całego chrześcijańskiego duchowieństwa i dla wiernych wszystkich religii, szczególnie wyznania rzymskokatockiego. Tu w sukurs władzy przychodzili posłuszni dziennikarze, m.in. przyszły premier Tadeusz Mazowiecki na łamach Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego tuż po ogłoszeniu wyroków napisał, że ludowa ojczyzna „buduje w niezwykle trudnych warunkach powojennego życia podstawy lepszego bytu” i właśnie teraz ta „ludowa ojczyzna przywróciła godność milionom prostych ludzi, w olbrzymiej większości wierzących”.
Bohater od „grubej kreski”, Tadeusz Mazowiecki, ale też dziennikarze Tygodnika Powszechnego, jak Jan Dobraczyński i inni z niby katolickiego PAX-u, pisali jak źle „imperializm amerykański” wpływa na duchowieństwo i ludzi wierzących, i jak bardzo „wykorzystuje autorytet Kościoła katolickiego do swoich celów”. Czytelnicy prorządowych gazet dowiadywali się dlaczego „należy surowo osądzać tych, którzy osłabiają jedność narodu” i dlaczego „organa państwowe” będą decydować o wszystkich nominacjach w Kościele. Non possumus, Prymasa Stefana Wyszyńskiego udaremnił przejęcie Kościoła w Polsce, ale okupione to było represjami i morderstwami osób konsekrowanych. W stosunku do Prymasa Polski władza zastosowała internowanie.
Komuniści byli bezsilni. Plany ośmieszenia, dyskredytacji, oskarżenia o zbrodnie kapłanów spaliły na panewce. Najwyższy dostojnik Kościoła katolickiego w odosobnieniu, a wszystko jest jak było. Ludzie dalej w kościołach, na pielgrzymkach. Śluby, chrzciny, pogrzeby organizują z księdzem. Kto w bezpiece, w 1966 roku wpadł na pomysł zaaresztowania kopii ikony jasnogórskiej nie wiadomo. Naród w ogólnopolskiej pielgrzymce szedł z pustą ramą.
Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź