Wanda Felicja Luri: przeżyła rzeź Woli ale straciła troje malutkich dzieci

Wanda Felicja Lurie (1911 – 1989). Przeżyła rzeź Woli. Po wojnie zeznawała jako świadek przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich. Syn wiele lat później napisał książkę o losach matki. Pragnął Pokojowej Nagrody Nobla a także beatyfikacji, nazwał ją Polską Niobe.

Wanda Lurie w czasie okupacji niemieckiej, mieszkała na Woli. W piątym dniu Powstania Warszawskiego niemieckie oddziały rozpoczęły pacyfikację ludności cywilnej z okolic Kolonii Wawelberga gdzie mieszkała Wanda Lurie. Została wygnana z domu ze swoimi dziećmi na teren fabryki „Ursus”, przy ul. Wolskiej. Wówczas była w ciąży z czwartym dzieckiem. Z okolicznych domów na plac fabryczny pędzono pozostałych mieszkańców. Każdy musiał mieć ze sobą łatwopalny materiał, np. deskę, grube gałęzie, papiery, szmaty. Niemcy i współpracujący z nimi Ukraińcy i Białorusini rozpoczęli mordowanie bezbronnych ludzi. W pierwszych dniach byli układani na stosy i podpalani ale ofiar było zbyt dużo, palenie ciał za wolne, zdarzało się, że stosy do spalenia przygotowywano dopiero po dwóch, trzech dniach.

Troje malutkich dzieci zostało tam zamordowanych a ciężko ranna w twarz i nogi Wanda Lurie, przeleżała na fabrycznym placu dwa dni. Kiedy wydostała się spod trupów, próbowała znaleźć pomoc na ulicy ale dostrzegli ją Niemcy i zapędzili do obozu przejściowego, który mieścił się w kościele pw. św. Wojciecha a potem do obozu w Pruszkowie. Tam, niecałe dwa tygodnie później urodził się syn, nadała mu imię Mścisław.

Już 12 grudnia 1945 roku zeznawała przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, jej świadectwo, jak i wielu innych cudem ocalonych daje obraz gehenny warszawiaków w czasie Powstania Warszawskiego. Wanda Lurie mówiła m.in. „W dniu 1 sierpnia 1944 r. o godzinie 3 po południu rozpoczęły się na naszym punkcie zacięte walki. Powstańcy wybudowali w pobliżu naszego domu, tj. na rogu Wolskiej i Górczewskiej, dwie zapory. W sąsiednim domu znajdowały się karabiny maszynowe, amunicja, granaty. Sytuacja od pierwszych chwil była bardzo ciężka. Liczni zamieszkujący tu Volksdeutsche strzelali z ukrycia do powstańców i wskazywali Niemcom położenie i sytuację Polaków. Użyto do akcji czołgi – tygrysy, rozbito szereg domów. Czołgi niemieckie atakowały od ulicy Górczewskiej i od Wolskiej i wtargnąwszy na nasz teren Niemcy wyciągnęli z domów mężczyzn, każąc im rozbierać barykady. Jednocześnie podpalono parę domów rzucając z ulicy do mieszkań butelki z benzyną. Ludność, której nie wezwano przedtem do opuszczenia mieszkań, uniemożliwione miała wyjście na ulicę (…) Trzeciego dnia poczułam, że dziecko, którego oczekiwałam, żyje. To dodało mi energii i podsunęło myśl o ratunku. Zaczęłam myśleć i badać możliwości ocalenia. Próbując wstać kilka razy dostałam torsji i zawrotu głowy. Wreszcie na czworakach przeczołgałam się po trupach do muru. Wszędzie leżały trupy, wysokości co najmniej mojego wzrostu i to na całym podwórzu. Odniosłam wrażenie, że mogło tam być ponad 6000 zabitych.

Dzisiaj o ludobójstwie w czasie Powstania Warszawskiego, mówi się, że była to „rzez Woli”. W 2005 roku, niedaleko ul. Działdowskiej, skwerowi nadano imię Wandy Lurie.

źródło:

http://www.info-pc.home.pl/

Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj