W PRL ateizacja Polski przebiegała fazowo, natomiast ideologizacja nieprzerwanie

Po II wojnie światowej Polska przyjęła radziecki system funkcjonowania państwa. Socjalizm miał być jedyną drogą ku świetlanej przyszłości. Obawiano się duchownych i ludzi niezależnych.

W 1946 roku sfałszowano wybory. Tzw. Referendum Ludowe pozwoliło nowej władzy na wpół radzieckiej, na wpół polskiej decydować o „roli jednostki w socjalistycznym społeczeństwie”. Polska miała się stać lustrzanym odbiciem ZSRR. „Władza przyniesiona na bagnetach” rozpoczęła ateizację, kolektywizację i internacjonalizację. Wszystko było wypaczone, ale działało – jak karabin na sznurku.

W wolnym od wszelkiej religii kraju, taki był cel komunistów, ludzie mogli wielbić – niektórzy z przekonania, inni ze strachu – Józefa Stalina. Duchowni, tak samo jak wierni byli przez władzę co najmniej wyszydzani. Wielu przyznając się do wierności Krzyżowi już na wstępie poniosło ofiarę. Konsekwencje, w zależności od „wagi” sprawy sięgały także rodzin.

Ateizacja Polski przebiegała fazowo, natomiast ideologizacja ciągle. I tu władza ludowa odnosiła spektakularne sukcesy! Na komunistyczny lep udało się złapać młodzież i robotników. Z inteligencją rozprawiano się na zasadzie kija i marchewki. Ich „polityczna ślepota” mogła być zapomniana, gdy rozpoczynali nowe życie z czerwonym sztandarem, czerwoną ideologią i usunięciem wszelkich oznak chrześcijaństwa. Uczestnictwo we Mszy św., uznane było za zdradę socjalistycznych ideałów. Okazywało się, że „coś” kolidowało z pełnieniem funkcji w urzędach. Jeśli niesubordynacja mogła być naprawiona, partia czasem dawała szansę. Pierwszym dyscyplinującym działaniem było wyrażenie samokrytyki, która
chroniła przed degradacją społeczno-zawodową. Ludzie nauki, jeśli chcieli pracować na uczelni, musieli przyjąć i przekazywać – jedynie słuszny – marksistowski system wartości, nadto utrwalać zachwyt nad zwycięskim Związkiem Radzieckim.

Kościół katolicki w tym czasie prowadził swoją misję ewangelizacyjną. W trudnych chwilach „gasił serca gorące”. Niezadowolenie społeczeństwa wynikało z beznadziei ekonomicznej i politycznej. Ludzie, niezależnie ile pracowali, efekty ich pracy wywożono do ZSRR.
Prymasom, Hlondowi ani Wyszyńskiemu nie zależało na konfrontacji wiernych z komunistami. Rozumiał to także bp Sapieha. Hierarchowie cieszyli się dużym szacunkiem w społeczeństwie, zwłaszcza po Wielkiej Nowennie w latach 1957-1966. Kościół katolicki udzielał wsparcia duchowego, a nierzadko i materialnego. W czasach późnego Gierka włączał się często do walki o suwerenność Polski. Naród na ulicy, Kościół na kazalnicy.

Niestety społeczeństwo powoli ulegało partyjno-rządowej indoktrynacji i przystosowaniu. Wyraziła to w swoich publikacjach Krystyna Kersten, pisała min: „Ten, kto chciał współdziałać z władzami, znajdował szerokie pole działania i poprawy losu; skromny lekarz zostawał dyrektorem szpitala, profesor gimnazjalny miał otwartą drogę do katedry uniwersyteckiej, woźny z elektrowni stawał na czele grupy operacyjnej, robotnik był dyrektorem kopalni”.

Z kolei Hanna Manowska redaktor naczelna miesięcznika „Znak”, w jednej ze swoich publikacji spuentowała homo sovieticus tak: jeśli żyjesz tak jak myślisz, to myślisz tak jak żyjesz”.

Źródło: polskieradio.pl; historia.wprost.pl

Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj