Spółki Skarbu Państwa miały być niezależne od polityki, a nabór na stanowiska kierownicze miał się odbywać przez specjalne konkursy. Wyborcze obietnice na razie rozbiegają się z rzeczywistością. Do kolejnych rad nadzorczych trafiają partyjni działacze koalicji rządzącej.
Odpolitycznienie spółek skarbu państwa było jedną z kluczowych obietnic wyborczych ówczesnej opozycji. Postulat znalazł się w stu konkretach Koalicji Obywatelskiej na sto pierwszych dni rządu.
„W spółkach z udziałem Skarbu Państwa zwolnimy wszystkich członków rad nadzorczych i zarządów. Przeprowadzimy nowy nabór w transparentnych konkursach, w których decydować będą kompetencje, a nie znajomości rodzinne i partyjne” – obiecywał obóz polityczny Donalda Tuska.
Dziś, gdy Koalicja Obywatelska nie jest już w opozycji, a w rządzie, premier Donald Tusk potwierdza ten postulat, jednak z wyjątkiem strategicznych spółek Skarbu Państwa.
– Z panem ministrem Borysem Budką przedstawimy bardzo precyzyjnie listę tych firm, gdzie – ze względu na bezpieczeństwo strategiczne państwa – nie będziemy udawać, że rząd nie będzie miał wpływu na to, kto zarządza tymi spółkami i z jakiego powodu, ale we wszystkich sytuacjach bez wyjątku będzie obowiązywał konkurs – powiedział szef rządu.
Przewodniczącym Rady ds. spółek z udziałem Skarbu Państwa został Grzegorz Karpiński – były poseł PO. Do rady nadzorczej Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych została powołana Magdalena Roguska – także z Platformy Obywatelskiej. Również Koalicjanci PO mogą liczyć na nowe stanowiska, gdyż do rady nadzorczej Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej trafiły Emilia Wasielewska i Ewa Patalas z Polski 2050.
O sprawę dziennikarze TV Trwam zapytali przewodniczącego Klubu Parlamentarnego Polski 2050, posła Mirosława Suchonia.
– Mamy procedurę doboru osób, które mają kompetencje, mają doświadczenie w zarządzaniu, mają wiedzę merytoryczną – odpowiedział polityk.
Najwyraźniej procedura doboru obejmuje także odpowiednią legitymację partyjną.
– Okazuje się, że gdy tylko zdobyli władzę, to natychmiast rzucili się na te stanowiska, gdzie nam zarzucali, że to było coś niezgodnego z prawem. Sami robią dokładnie to samo, a nawet znacznie więcej – zwrócił uwagę poseł Paweł Jabłoński z Prawa i Sprawiedliwości.
Polityk podał też przykład rozrastającej się biurokracji.
– Ministerstwo Spraw Zagranicznych – moje byłe ministerstwo. Kiedy rządziło Prawo i Sprawiedliwość, mieliśmy tam głównego ministra i trzech, czasami czterech wiceministrów. Wiecie, ilu teraz będą mieli? Siedmiu! Dowiedzieliśmy się wczoraj na kontroli poselskiej, że mają mieć siedmiu. Co więcej, nikt nie ma jeszcze przydzielonych obowiązków. Rządzą już ponad miesiąc, a jeszcze nie przydzielili obowiązków, więc to jest po prostu skok na stołki – mówił poseł PiS.
W związku z tym pojawia się pytanie, dlaczego koalicja rządząca składa obietnice, których nie spełnia.
– Mam wrażenie, że chyba ani wyborcy, ani politycy nie traktują tego poważnie. Wszyscy mają świadomość, że zarządzanie państwem odbywa się przy pomocy kadr politycznych – ocenił Krzysztof Bosak, wicemarszałek Sejmu z Konfederacji.
Przez ostatnie osiem lat opozycja krytykowała Zjednoczoną Prawicę za wzrost zatrudnienia i wydatków Kancelarii Premiera. W rządzie Donalda Tuska finalnie ma być 109 osób. Będzie zatem rządem liczniejszym niż gabinet Prawa i Sprawiedliwości – i droższym w utrzymaniu.
TV Trwam News/ radiomaryja.pl