Rząd Donalda Tuska w szybkim tempie forsuje projekt, który zakłada swobodny dostęp do pigułki „dzień po”. Premier po posiedzeniu Rady Ministrów poinformował w środę, że sfinalizowano już prace na poziomie rządowym. Projekt ustawy zostanie przesłany teraz do Sejmu.
Szef rządu uściślił, że chodzi o dostępność do konkretnej pigułki – „EllaOne” bez recepty dla zainteresowanych od 15. roku życia w górę.
Donald Tusk mówił o wprowadzaniu unijnych standardów i przekonywał, że działanie preparatu jest inne niż to, przed którym przestrzegają m.in. działacze pro-life.
„Nie jest to tabletka wczesnoporonna, co budziło emocje w wielu kręgach, tylko zapobiegająca zajściu w ciążę. Poniżej 15. roku życia wymagana będzie recepta. Jest to rozwiązanie najbardziej powszechne w krajach Unii Europejskiej i umożliwi powszechny dostęp do antykoncepcji awaryjnej dla wszystkich, dla których do tej pory była ona właściwie niedostępna” – twierdził premier.
Ułatwienie dostępu do pigułek „dzień po” to działanie szkodliwe dla zdrowia młodych kobiet, co pokazują przykłady z innych krajów – podkreśliła Ewa Kowalewska, dyrektor Human Life International Polska.
– Ona jest zawsze szkodliwa, ponieważ zakłóca cykl kobiecy. Jeżeli dziecko się pocznie, to nie ma szans na rozwój – musi umrzeć. Wiemy z polskich doświadczeń i z innych krajów, że bardzo często, jeśli ona jest w wolnym dostępie jak aspiryna w aptece, to młode dziewczyny kupują to, wymieniają między sobą i zażywają to bardzo często, a tego nie zaleca nawet producent. To jest po prostu szykowanie sobie problemów z rakiem, z płodnością. Tutaj chyba między innymi chodzi o „wykończenie” płodności następnego pokolenia – oceniła Ewa Kowalewska.
Od 2017 roku tego typu pigułka – decyzją rządu Zjednoczonej Prawicy – była dostępna jedynie na receptę. O takie rozwiązanie apelowały m.in. organizacje kobiece, pro-life i prorodzinne, a także lekarze.
RIRM
