Politycy rządzącej koalicji sygnalizują wycofanie się z zamrożenia w dotychczasowej formie cen prądu dla gospodarstw domowych. Ceny energii mogą wzrosnąć o kilkadziesiąt procent – pisze dr Artur Kowalski na łamach „Naszego Dziennika”.
Tylko w pierwszym półroczu br. obowiązują jeszcze regulacje wspierające odbiorców energii elektrycznej, gazu i ciepła, które obejmują gospodarstwa domowe, podmioty użyteczności publicznej oraz jednostki samorządu terytorialnego. To, że w dotychczasowej formie nie zostaną wydłużone na drugą część roku, już teraz sygnalizują politycy rządzącej koalicji, próbując oswajać Polaków z czekającymi nas podwyżkami. Ceny energii wynikające z taryf zatwierdzonych przez Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki – bez żadnych regulacji osłonowych – wzrosłyby dla gospodarstw domowych nawet o kilkadziesiąt procent.
Zamiar odejścia od zamrożenia cen energii w obecnej formie sygnalizowali w ostatnich dniach w swoich występach medialnych m.in. minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska czy Ryszard Petru, który tłumaczył, że „państwo nie może cały czas dopłacać”. Obiecywane jest natomiast – przez minister klimatu – przygotowanie nowych rozwiązań, które miałyby chronić najuboższych czy rodziny wielodzietne. Podobny manewr, wygaszenia wsparcia w sytuacji kryzysowej, zastosowano już w przypadku pomocy kredytobiorcom dotkniętym gwałtownym wzrostem rat kredytów w wyniku inflacji i podwyżek stóp procentowych. Teoretycznie ochronę kredytobiorców utrzymano, ale warunki skorzystania z odłożenia spłaty jednej raty kredytu na kwartał zostały tak wyśrubowane, że relatywnie niewielu kredytobiorców jest w stanie z nich skorzystać, a wprowadzone zasady, np. dotyczące ustalania dochodu uprawniającego do skorzystania z instrumentu pomocowego, pozostają niejasne.
– Tego typu zapowiedziami jesteśmy przygotowywani przez koalicję „ośmiu gwiazdek” na czekające Polaków podwyżki. Wszystko, przed czym przestrzegaliśmy w kampanii wyborczej, będzie przez tę koalicję realizowane – mówi „Naszemu Dziennikowi” poseł PiS Piotr Kaleta.
Rozmówca zwraca uwagę na całkowicie różną filozofię podejścia do rządzenia między poprzednim a obecnym rządem.
– Za rządów Prawa i Sprawiedliwości jasno określiliśmy, że Polacy nie będą ponosili, jak to tylko było możliwe, kosztów kryzysu energetycznego czy kryzysu covidowego. To było oczywiste. To jednak, co nas teraz czeka – czyli wzrost cen energii – to jedynie preludium. Jestem przekonany, że już wkrótce rozpocznie się realizacja agendy, o której mówił Rafał Trzaskowski, dotyczącej ograniczenia spożywania mięsa, zakupów ubrań czy podróży lotniczych. To naprawdę będzie miało miejsce. I szkoda tylko tego zmarnowanego czasu, na który polscy obywatele dali władzę ludziom zupełnie nieodpowiedzialnym, niero-zumiejącym potrzeb Polaków – konstatuje poseł PiS.
Przypomina przy tym jedną z wypowiedzi medialnych posła Platformy Obywatelskiej poprzedniej kadencji Tomasza Lenza, który sygnalizował możliwość likwidacji 13. i 14. emerytury.
– Za to na chwilę został przez Donalda Tuska „pogoniony”, ale później został senatorem. Tego typu wypowiedzi pokazują kierunek myślenia tych polityków, który nie jest nakierowany na najważniejsze dla Polaków sprawy, lecz sprowadza się do realizacji interesu wąskiej grupy osób – ocenia Piotr Kaleta.
Rezygnacja z zamrożenia cen energii dla gospodarstw domowych może się okazać łatwiejsza dla rządzących, jeśli weszłaby w życie już po dwóch kampaniach wyborczych, które nas czekają w najbliższych miesiącach – przed kwietniowymi wyborami samorządowymi i czerwcowymi do Parlamentu Europejskiego. Do tego czasu jest możliwość zapowiadania utrzymania wsparcia w jakiejkolwiek nowej formie. Profesor Zbigniew Krysiak ze Szkoły Głównej Handlowej przestrzega, że rezygnacja z zamrożenia cen może wyraźnie odbić się na inflacji.
– Zamrożenie cen energii powinno zostać przedłużone również na drugie półrocze. Takie gwałtowne odejście od mrożenia cen niewątpliwie odbiłoby się na wzroście inflacji, którą wciąż jeszcze mamy stosunkowo wysoką – zaznacza.
Rozmówca wskazuje, że odmrożenie cen energii w obecnych warunkach, gdy nie mamy dostępu do taniej energii, byłoby w ogóle katastrofą dla polskiej gospodarki.
– Pamiętajmy, że elastyczność cenowa energii jest wręcz zerowa. Gospodarstwom domowym trudno byłoby z niej zrezygnować czy ją oszczędzać, bo już teraz tak korzystamy z energii, aby te rachunki nie były wysokie. W sytuacji podwyżki cen rachunki za energię stanowiłyby jeszcze większą część domowych budżetów. A to z kolei oznacza, że gospodarstwa domowe byłyby w stanie mniej wydać na inne cele, w związku z czym te pieniądze nie będą przeznaczone na zakup innych towarów i usług – tłumaczy ekspert.
Według niego to stawia pod znakiem zapytania prognozowany 3-procentowy wzrost gospodarczy.
– Na gospodarkę nie można patrzeć jednowektorowo. To, że w czasach kryzysu zamrożono ceny energii, nie oznacza, że budżet państwa na tym tracił. Tego typu działania pozwalały podtrzymywać gospodarkę, funkcjonowanie przedsiębiorstw. Bez tego mielibyśmy do czynienia z zamykaniem działalności gospodarczej, z upadkiem przedsiębiorstw – konkluduje prof. Zbigniew Krysiak.
Dodatkowym czynnikiem, który wpłynąłby na wzrosty cen, jest odejście od zerowego VAT-u na podstawowe artykuły żywnościowe. Obniżka VAT-u, m.in. na podstawową żywność, obowiązuje do końca kwartału i nie ma jasnych deklaracji ze strony rządzących, że będzie przedłużana na kolejne miesiące.
źródło: Radio Maryja