Danuta Irena Zadig (1928), ps. Ada. łączniczka, kolporter prasy podziemnej, powstaniec warszawski, taśmowa w oddziale „Juliusza”.
Wiele lat później o powstaniu powiedziała: „to był wrzód, który trzeba było przeciąć”. Spisała dzieje swojego życia, ze szczególnym uwzględnieniem powstania warszawskiego i obozów jenieckich dla swoich potomków, wtedy powiedziała „odkapslowała swoją pamięć”.
W 1940 roku – wraz z rodziną wyrzuconą z domu w Płocku – przeniosła się do Warszawy, od razu zaangażowała się w ruch konspiracyjny, wstąpiła do Konfederacji Narodów, do kolportażu. Był to oddział „Uderzenie” w Białymstoku. 11-letnia Zadig zajmowała się drukiem i roznoszeniem gazetek. Codziennie o piątej rano odbierała pocztę od pani Dalickiej i zanosiła na ostatnie piętro Prudentialu – był zakaz jazdy windą – i tam wkładała za kaloryfer. Wile tat po wojnie, Danuta Zadig wspomina, że podziwia swoich rodziców za ich zgodę na działalność konspiracyjną jej i brata, bowiem, rodzice zawsze wychodzili na spacer, kiedy brat miał spotkania w jednym pokoju, a w drugim pokoju ona.
Jej matka zawiadomiła dyrektor gimnazjum Gebethnerówny o zaangażowaniu w działalność konspiracyjną i powiedziała tak: „jeżeli będzie musiała wyjść w czasie lekcji, to proszę jej nigdy nie pytać dokąd i zaraz zwolnić”.
Irena Zadig, na trzy miesiące przed powstaniem postanowiła zdobyć dla siebie broń i poszła z koleżanką na Stare Miasto aby poderwać Niemca i wyprowadzić go w boczną uliczkę. Za nimi szedł kolega z „Uderzenia” i miał go tylko rozbroić, tymczasem strzelił. Wszyscy uciekli ale Zedig, z rozkazu dowódcy „Uderzenia” „Miecza” została zawieszona w działalności. Dopiero na trzy dni przed powstaniem goniec zawiadomił ją, że ma zgłosić się na punkt. To była fabryka Telefunkena. W drodze, na ul Karolkowej nieznana kobieta włożyła na nią szkaplerz, mówiąc: „Dziecko, może cię to ochroni”. Jak się później okazało, ochronił. Była kierowana do pomocy do szpitala na Woli, później Dziecięcego. Najczęściej była na tyłach. Kiedy przeszła do oddziału specjalnego „Gustaw”, została taśmową, na Kilińskiego była kwatera oddziału. Oddział miał za zadanie obronę barykady na zmianę z kompanią „Anna” i „Aniela”.
Pamięta jedno z przekleństw ludności cywilnej, która najczęściej siedziała w piwnicach: „żeby was pierwsza bomba trafiła”. Wspomina, że rozumiała ich bezradność: „był i patriotyzm, i oddanie, i na pewno jacyś ludzie byli załamani, mieli tego dosyć i to się tak czasami ujawniało”. Kiedy dowiedziała się o śmieci brata wykonała wszystko co należało w tamtej sytuacji zrobić: „wykopałam go, włożyłam wszystkie dokumenty w butelkę – bo tak się robiło, pod lewą pachę, tak się robiło. – Pochowam go na dole, na samym dnie – bo tam trzydzieści cztery osoby zginęły – żeby go nie ruszali za bardzo”, – bez jednej łzy.
Po kapitulacji jechała do Niemiec w zaplombowanych wagonach. Najpierw do obozu jenieckiego w Fallingbostel, w Dolnej Saksonii, później przeniesiona do obozu jenieckiego – Oberlangen, Niederlangen, w końcu do Maczkowa, w Haren, gdzie nazwaliśmy to Maczkowem i gdzie robiłam małą maturę. Zadig była tam w drużynie obronnej obozu.
Do Polski wróciła na Wielkanoc ale nie pamięta czy było to w 1946 czy ’47. Do 1955 roku była wzywana przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa na rozmowy, z których wynikało, że niczego nie pamięta z powstania, a miejsc i nazwisk nie jest pewna. Udawało się w ale też „zanik pamięci” przekreślał dostanie się na studia. Mimo dobrych lokat aż trzykrotnie nie została przyjęta. Pomogła dopiero interwencja Cyrankiewicza. Do Szwecji wyjechała w 1978 roku.
źródło: https://www.1944.pl
Artykuł powstał dzięki wsparciu programu przez Gminę Wrocław