Pozostałości w zbiornikach wodnych po II wojnie światowej zagrożeniem dla środowiska

Od zakończenia II wojny światowej minęło już ponad 80 lat, jednak wciąż odczuwamy jej skutki. Niestety, po wojnie podjęto decyzje o zatopieniu niemieckich niewykorzystanych arsenałów broni chemicznej. Pierwotnie planowano zatopić je w Atlantyku na głębokości 4000 metrów, jednak ze względów finansowych poprzestano na najbliższym i najgorzej dobranym, pod względem warunków oceanograficznych, Morzu Bałtyckim. Bałtyk jest praktycznie akwenem zamkniętym, gdzie mniej niż 5 procent wody wymienia się rocznie z wodami Morza Północnego, co przekłada się na długie przetrzymywanie zanieczyszczonych wód.

To jednak nie wszystko, gdyż badacze twierdzą, że drugie tyle zajmują nieoficjalne miejsca, pozbywania się bomb i pocisków. Do dziś naukowcy odkryli około 8 ton zanieczyszczającej dno morskie amunicji, z czego około 1500 kilometrów kwadratowych stanowią porozrzucane pociski. 80 procent substancji trujących na dnie Bałtyku stanowi iperyt, czyli gaz musztardowy. Na szczęście w temperaturze wód Bałtyku gaz ten zamarza i skażenie sięga tylko kilku metrów w okolicy składowiska. Pozostałą część chemikaliów stanowią związki parzące z przeważającym udziałem arsenu, a w kilku miejscach można znaleźć gaz bojowy – tabun.

Niestety chemikalia te nie są bez znaczenia dla zwierząt zamieszkujących Bałtyk. Okazało się, że ryby występujące w pobliżu składowania bomb i pocisków mają znacznie więcej chorób i wad genetycznych. W konsekwencji zagrożeni są także spożywający je ludzie, bo zjedzenie ryb z tamtych obszarów może okazać się niebezpieczne dla zdrowia.
Istnieje ryzyko, że pociski ulegną rozszczelnieniu, a wówczas do wody dostanie się toksyczna, gęsta maź. W pierwszej kolejności ucierpi na tym bałtycka flora i fauna. Jednak z upływem czasu chemikalia dostaną się także w pobliże nadmorskich kąpielisk, definitywnie je skażając, a kontakt z substancją może być śmiertelny w skutkach. Szacuje się, że uwolnienie zaledwie 1/6 środków chemicznych ze zbiorników zalegających na dnie Bałtyku mogłoby całkowicie zniszczyć życie w Bałtyku na około 100 lat.

Na dnie Morza Bałtyckiego można także znaleźć wraki okrętów. Ustalono, że występuje ich tam około 300, w tym około 100 w Zatoce Gdańskiej. Jak podają badacze, najgroźniejsze pochodzą z okresu II wojny światowej i są to „pływający szpital” Stuttgart i tankowiec Franken. Co ciekawe, zbombardowany przez amerykańskie samoloty Stuttgart stanął w płomieniach w 1943 r., a następnie – wraz z ciałami poległych – został wyprowadzony z portu w Gdyni i zatopiony w morzu na głębokości 20 metrów. Natomiast Franken służył jako zaopatrzeniowiec i został zatopiony w pobliżu Helu dopiero w 1945 r. przez radzieckie lotnictwo. Z powodu eksplozji rozpadł się na dwie części oddalone od siebie o ok. 420 metrów. Obydwa wraki są bardzo ciekawe z punktu widzenia nurków, niestety może się z nich wydobywać paliwo. Ponadto z powodu korozji okręty mogą się zapaść w każdej chwili i spowodować ogromną katastrofę ekologiczną, która spowoduje nieodwracalne zmiany dla środowiska naturalnego.

Materiał powstał dzięki wsparciu WFOSiGW

 

 

Poglądy autorów i treści zawarte w artykule nie zawsze odzwierciedlają stanowisko WFOŚiGW we Wrocławiu.

źródło: dzieje.pl/