Obecny sezon pożarowy to wynik zmian klimatu Australii w ostatnich dekadach. Tym, co niepokoi, jest skala obecnych katastrof. Badanie naukowe opublikowane ponad 10 lat temu wskazywało, że w wielu przypadkach warunki meteorologiczne sprzyjające pożarom (sumaryczny indeks FFDI) już na początku XXI wieku przekraczały wcześniejsze prognozy dla roku 2050.
Pożary buszu w Australii notowane są od 1851 roku (choć wiemy, że miały miejsce jeszcze przed pojawieniem się na tych terenach pierwszych ludzi), a tegoroczne są już 86. katastrofą tego typu, która w ciągu ostatnich 150 lat nawiedziła ten kontynent. W wyniku zmian klimatycznych okres „pożarowy” co roku zaczyna się wcześniej, trwa coraz dłużej i niesie ze sobą bardziej dotkliwe, a także nieprzewidywalne skutki. Ponadto warunki pogodowe zmieniającego się klimatu utrudniają walkę z ogniem.
Ostatnie pożary w Australii miały miejsce od września 2019 roku, trwały prawie do końca lutego 2020 r. i dotknęły 15 mln hektarów powierzchni. Taki pożar mogą zgasić dopiero deszcze, które latem nie są częstym zjawiskiem. Pojawiają się dopiero na przełomie stycznia i lutego. Dla człowieka gaszenie takiego pożaru jest niczym walka z wiatrakami.
W ostatniej katastrofie ucierpiało bardzo wiele zwierząt. Około 800 milionów osobników nie zdążyło się schronić czy uciec i zostało bezpośrednio pochłoniętych przez żywioł. Niestety jest jeszcze druga, około miliardowa grupa zwierząt, które zdołały uciec, ale nie miały czym się wyżywić i w konsekwencji również zginęły.
W wyniku pożarów śmierć poniosły co najmniej 33 osoby i spłonęło ponad 2500 domów, przez co tysiące ludzi było zmuszonych opuścić swoje miejsca zamieszkania. Najbardziej niepokojącym faktem związanym z ostatnimi pożogami jest to, że płonęły okolice gęsto zaludnionych terenów na południu i wschodzie kontynentu, które są porośnięte lasami deszczowymi.
Tegoroczne pożary objęły Nową Południową Walię, którą zamieszkuje duża część społeczeństwa Australii. Te tereny zazwyczaj nie musiały się borykać z tego typu problemami ze względu na chłodniejszy i wilgotniejszy klimat. W czasie kryzysu Sydney było spowite gęstą chmurą toksycznego dymu emitującego gigantyczne zanieczyszczenie powietrza, w tym dwutlenku węgla, a inne miasta zostały odcięte od świata w związku z rozprzestrzenianiem się ognia.
Przyczyną powstania pożaru są po części podpalenia. Jednak w tym przypadku głównym sprawcą była pogoda, na którą nie mamy większego wpływu. Co więcej, pożary w Australii są zjawiskiem naturalnym, zwłaszcza na południu i zachodzie kraju, gdzie przeważają suche trawy i karłowate drzewa. Ciekawostką może być to, że istnieją gatunki roślin, tzw. pirofity, które bez tego niszczycielskiego zjawiska nie mogłyby rozkwitnąć. Obecnie zagrożenie pożarowe trwa nawet przez 4 miesiące w roku i jest związane ze wzrostem średnich temperatur i mniejszymi opadami. Oficjalnie podaną wiadomością przez Australijską Służbę Meteo była informacja, że 2019 rok był w kraju jednocześnie najgorętszym i najbardziej suchym odnotowanym okresem. owstał dzięki wsparciu WFOSiGW
Poglądy autorów i treści zawarte w artykule nie zawsze odzwierciedlają stanowisko WFOŚiGW we Wrocławiu.
źródło: polityka.pl/