W propagandzie medialnej wszystko to, co narodowe wrzuca się do worka z napisem: „faszyzm”. Nie ma na to zgody

marsz patryjotow.jpg

Okrzyknięty przez „Gazetę Wyborczą” mianem „kapłan nienawiści” wciąż działa wśród narodowców i patriotycznej młodzieży. Rozmowa z Jackiem Międlarem o fałszywym obrazie środowisk narodowych w społeczeństwie. O tym, czym jest naprawdę Marsz Niepodległości i dlaczego księża nie mogą zamykać się w kościołach i siedzieć cicho.

Krzysztof Kwiatkiewicz: Zachęca ksiądz i sam jedzie na Marsz Niepodległości do Warszawy. Czy to jest miejsce dla księży?

Jacek Międlar: Każdy obywatel demokratycznego państwa, a więc także ksiądz, ma prawo uczestniczyć w legalnych zgromadzeniach publicznych. A tym bardziej takich, w których hołduje się wartościom patriotycznym i chrześcijańskim. Moja i innych kapłanów obecność na Marszu z jednej strony jest wyrazem poparcia dla tego typu inicjatyw wbrew mainstreamowej propagandzie, która przedstawia to wydarzenie jako pełne agresji i przemocy. Z drugiej strony to odpowiedź na zawołanie papieża Franciszka, by wyjść na peryferia wiary, do tych ludzi, do których wielu boi się pójść. Ja nie byłbym w stanie być duszpasterzem np., związku kolejarzy czy harleyowców, bo się na tym nie znam i nie miałem z nimi nigdy styczności. Jeżeli jednak wyrastam ze środowiska narodowego i kibicowskiego, łatwiej mi jest dogadać się z tymi ludźmi i, co najważniejsze, głosić wśród nich kerygmat czyli Ewangelię.

Czyli osoba księdza jest potrzebna narodowcom?

Jacek Międlar: Absolutnie tak. Tym bardziej, gdy dostrzegam na to zapotrzebowanie. Ci ludzie wyrażają chęć, aby ksiądz był z nimi, błogosławił im, prowadził do Chrystusa. W tych środowiskach istnieje wielkie zapotrzebowanie na duszpasterzy, a ci nie zawsze chcą się zająć ewangelizacją narodowców.

Może po prostu się boją. Dlaczego ludzie czują lęk przed marszami takimi jak np. ten w Warszawie czy Marsz Patriotów we Wrocławiu? Czy bezpodstawnie?

Jacek Międlar: To efekt mainstremowej propagandy takich mediów jak „Gazeta Wyborcza”, tygodnik „Nie” czy telewizje TVN lub reżimowa TVP. Tworzą oni specyficzną otoczkę wobec uczestników marszu, środowisk narodowych, stosując narzędzia łudząco podobne do tych używanych przez komunistyczny Komintern. Wszystko to, co narodowe wrzuca się do worka z napisem: „faszyzm”. Ludzie słyszą tę propagandę od dziesiątków lat, ulegają jej, a potem obawiają się nie tego co trzeba. Mam nadzieję, że to wybrzmi dosadnie, że patrioci odcinają się od jakichkolwiek prowokacji i form agresji. Przecież na Marszu Niepodległości nie doszło nigdy do żadnego śmiertelnego wypadku, a media nieustannie straszą nim Polaków. Powiem dla kontrastu: na jednym z Przystanków Woodstock ginie 5 osób i żadna z nich nie umiera naturalnie. 3 osoby umierają z przepicia i przećpania, jedna w niewyjaśnionych okolicznościach i jedna po śmiertelnym pobiciu. I jaki był oddźwięk? Żaden. Festiwal jest nadal wspaniały, bo „rób ta co chceta” Owsiaka to kwintesencja wolności. Gdyby takie incydenty miały miejsce podczas Marszu, wszyscy wieszaliby psy na patriotach.

Czyli nie boi się ksiądz niczego na Marszu Niepodległości?

Jacek Międlar: Mam obawy, owszem, ale dotyczą one prowokacji policyjnych. Sami policjanci mówią mi: „Czy ksiądz myśli, że te prowokacje organizowane są przez zwykłych ludzi? To rola specjalnie postawionych policjantów, których zadaniem jest stworzenie chaosu podczas marszu tak, aby wizerunek tego wydarzenia został zniszczony”. Z rozmów z afery podsłuchowej jasno wynika, że MSW oraz policja uczestniczyły w eskalacji przemocy podczas Marszu Niepodległości, choćby w przypadku podpalenia budki przed ambasadą rosyjską.

A chuligani?

Jacek Międlar: Jest coś takiego, jak psychologia tłumu. Jeżeli ktoś sprowokuje sytuację w takim środowisku jak kibice, którzy, powiedzmy sobie szczerze, mają w sobie werwę, powoduje wtedy lawinę. Być może i spotkamy na marszu ludzi agresywnych, a ich agresja wynika często z frustracji spowodowanej ciągłym kłamstwem i manipulacją, jaką serwują nam politycy i media. Poza tym wciąż pokutuje ocenianie tych środowisk przez pozory, czyli bardzo krzywdząco. Wielu już przekonało się, że strach ma wielkie oczy… ale mało mocy. I dalej, gdzie tu miłość chrześcijańska, której brak nam, narodowcom się zarzuca? A nasi przeciwnicy sami wykluczają nas z automatu.

Mówiąc np. że narodowiec = faszysta, łysy, niezbyt inteligentny agresor, który szuka zaczepki. A kto to jest tak naprawdę ten narodowiec?

Jacek Międlar: W brygadach narodowców wciąż się powtarza: „Nie ma zgody na jakąkolwiek agresję i chamstwo. Naszym zadaniem jest budowane Kościoła i Polski od podstaw w oparciu o wartości chrześcijańskie i patriotyczne”. Narodowiec kocha swój naród, ma szacunek do historii swojej ojczyzny i oddaje cześć bohaterom, którzy walczyli o jej wolność. Narodowcy to ludzie, którzy potrafią poświęcić swoje kariery naukowe i zawodowe na rzecz patriotycznej działalności. W środowisku powtarza się jak mantrę takie hasło: „Z ONR-em kariery nie zrobisz. Co więcej ONR może Ci zaszkodzić”. Świadczy to tylko o tym, jak wielkie i mocne ideały mają ci ludzie, ponieważ oni nie czerpią żadnych profitów ze swoich działań.

Ale, jak to zwykle bywa, znajdą się wśród takich grup czarne owce…

 Jacek Międlar: Oczywiście, takie też znajdują się np. w Kościele. Jednak „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. I chciałbym dodać wyraźnie to, o czym media się nawet nie zająkną: szeroką działalność charytatywną środowisk narodowych, jak np. współpraca z organizacją Caritas oraz czynne uczestnictwo w życiu Kościoła, swoich parafii.

Patrząc na księdza przez pryzmat medialnych informacji, wydaje się, że sprawiedliwości stało się zadość. Najpierw szum, kontrowersje, ataki oraz „brudne” insynuacje medialne, z drugiej strony ogromne wsparcie parafian i młodzieży. To drugie zostało i wciąż się rozwija. Pierwsze chyba odchodzi w niepamięć…

Jacek Międlar: Myślę, że dziennikarze „GW”, jak i innych mediów, które uderzały w moją osobę, nie zdawały sobie sprawy, że kosa trafiła na kamień. Co więcej, każdy atak w moim kierunku i w kierunku osób, z którymi współpracuję sprawiał, że nasza duma narodowo-chrześcijańska wciąż wzrastała. Myślę, że lewackie media nie zdawały sobie z tego sprawy. Burza wokół mnie ucichła, a prawda zwyciężyła. Choć wiem, że wrony nadal będą krakać, ale nic mnie nie zatrzyma przed głoszeniem Chrystusa i prawdy. Młodzież, która mnie otacza i której służę, wciąż zmienia się na lepsze, żyjąc prawdami Ewangelii i ideałami narodowymi. Młodzi, którzy nie chodzili do Kościoła, teraz tłumnie przychodzą do spowiedzi, nawracają się, uczestniczą w nabożeństwach. Uwaga, wkrótce otwieramy młodzieżową grupę duszpasterską. Cóż… „Gazeta Wyborcza” nieświadomie osiągnęła więc odwrotny efekt do zamierzonego. Zrobili nam wspaniałą robotę, za którą chciałem im podziękować (śmiech).

Powtórzę za św. Pawłem z Listu do Rzymian: „A poczytywałem sobie za punkt honoru głosić Ewangelię jedynie tam, gdzie imię Chrystusa było jeszcze nieznane, by nie budować na fundamencie położonym przez kogo innego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj