Jakieś takie czasy nam się przydarzyły, iż wszyscy
chcą być kontrowersyjni bądź za kontrowersyjnych
uchodzić. Nikt nie chce być normalny.
Listę chętnych na bycie kontrowersyjnymi można by tworzyć długo: pisarze, dziennikarze, reżyserzy, twórcy kultury, dalej można by spokojnie dopisywać różne profesje. W tej rzeczywistości, jeśli chce się być na topie, można od biedy być normalnym, pod warunkiem że przynajmniej od czasu do czasu zrobi się lub powie coś kontrowersyjnego, a im to coś wzbudzi więcej rzeczonej kontrowersji, tym lepiej.
Można powiedzieć, że na tym tle część świata najnormalniej oszalała.
Przestano rozróżniać dobro i zło, a na pewno uważać potrzebę takiego rozróżnienia za do czegokolwiek potrzebną. Za to doskonale rozróżnia się rzeczy kontrowersyjne od niekontrowersyjnych, czyli nudnych, a tym samym bezwartościowych. Ponieważ w takim świecie potrzeba wiele kontrowersyjnego materiału, to oczywiste jest, że stał się on materiałem, który w publicznej debacie występuje kilogramami, metrami czy w belach, podobnie jak kiedyś bawełna czy dobrze nam znana z czasu żniw, a rolnikom z całorocznej pracy – słoma.
Wydaje się, że to ostatnie pojęcie jest doskonałym desygnatem tego, co może się kryć pod woalką kontrowersyjności. Słoma może występować w ogromnych ilościach, ale w razie czego szybko znika i trzeba ją nieustannie uzupełniać. Podobnie i tu – coś, co było kontrowersyjne wczoraj, dziś już takie nie jest, bo się zużyło i potrzeba czegoś nowego. Przykładów na przedstawione szaleństwo nasza codzienność dostarcza bardzo wiele.
Nie sposób byłoby tego na bieżąco monitorować i chyba nie warto. Można za to postawić sobie pytanie początkowe: po co to jest? Dlaczego np. kultura winna być kontrowersyjna? Oczywiście społecznemu odbiorcy w żaden sposób nie próbuje się odpowiedzieć na tak postawioną kwestię. Głosiciele takiego poglądu na rzeczywistość zdają się traktować tę kwestię, jak też samo słowo ją określające jak świętość.
W miarę analizy tematu jasno widać, że współczesny chrześcijanin, a przynajmniej człowiek kierujący się zdrowym rozsądkiem nie powinien dać się ponieść tej dość obłędnej modzie i za każdym razem, kiedy widzi ją w dyskusji publicznej, mieć się na baczności.
W Ewangelii św. Mateusza znalazły się znamienne słowa Pana Jezusa: „Niech mowa wasza będzie tak, tak; nie, nie”, co oznacza mniej więcej po prostu konieczność bycia wyrazistym, a to niesie ze sobą konieczność jasnego definiowania rzeczy pod kątem zgodności z rzeczywistością. Na nic nam się nie przyda proponowana przez kontrowersyjnych myślicieli metoda, która tak naprawdę na końcu zamydla pojęcia i wartości. Wręcz celem takich działań jest ostateczne doprowadzenie do niemożności określenia prawdy w jakimkolwiek temacie. Pod maską kontrowersji każda głupota staje się poglądem zasługującym na uważne przyjrzenie się. Człowiek oderwany od rzeczywistości ma się tu pogubić, by nie móc rozeznać, kto kłamie, a kto mówi prawdę, kto ma rację, a kto błądzi. Na końcu takiej manipulacji ma się objawić magma, z której nic nie wynika. Nie ma tu miejsca na kłótnię czy jakąkolwiek wymianę poglądów, bo i po co to, skoro każde wypowiadane słowo można ocenić jedynie poprzez miarę kontrowersyjności.
Co na to można poradzić? Odpowiedź wbrew pozorom jest oczywista – nie dać się zwariować, w natłoku takiej słomianej paplaniny mimo wszystko próbować używać rozumu bez oglądania się na to, ile „autorytetów” głoszących potrzebę posługiwania się opisaną metodą widzenia świata powie, że to przestarzałe, a tym samym przeciwne postępowi, wręcz fundamentalistyczne. Jako demaskacja powyższej działalności może posłużyć przykład wzięty z bajki Andersena o nowych szatach cesarza, która, nota bene, dzieje się w wielkim, żyjącym wesoło mieście, a więc takim, które prosiło się o sprytnych oszustów umiejętnie manipulujących opinią publiczną.
Potrzeba było spojrzenia dziecka, używającego jedynie zdrowego rozsądku, by wszyscy zrozumieli, iż rzeczony główny bohater paraduje przed nimi nie w nowym ubraniu, lecz… normalnie jak go Pan Bóg stworzył.
Warto więc popatrzyć na świat w taki właśnie sposób, bez oglądania się na okoliczności, by stwierdzić choćby dla samego siebie, iż król jest po prostu nagi.
autor: PIOTR SUTOWICZ
Foto: ILUSTRACJA MAŁGORZATA WRONA-MORAWSKA