Wiem, że źle się czuję od nadmiaru słów. Przeciążony jestem słuchaniem gadania. Odnoszę niepokojące mnie wrażenie, że WSZYSCY NA WSZYSTKIM SIĘ ZNAJĄ. Począwszy od terroryzmu (Nicea) a skończywszy na zamachu stanu w Turcji (Ankra, Stambuł) i Trybunale Konstytucyjnym wraz z bezpieczeństwem, gospodarką i demokracją w Polsce i w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
Ja wiem, że nie jestem w stanie traktować poważnie „obrońców demokracji”. Wiem, że patrzę na wyrazicieli opozycji totalnej jak na ludzi oczekujących pomocy psychologa klinicznego i wsparcia cyrkowych komików. Niezmiennie pogardzam butą niedokształconych dziennikarzy. Wiem też, że traktowanie Turcji i bliskowschodnich „europejczyków” jako wiarygodnych partnerów w budowaniu wspólnoty gospodarczej, stałoby się przyczynkiem do organizowania pomocy psychiatrycznej. Jednocześnie nienawidzę chwili, gdy w mej głowie pojawia się skojarzenie z Radą Europy i Parlamentem Europejskim, zwłaszcza z niemieckimi oraz filo-niemieckimi brytanami, szczekającymi na przejeżdżający ku głębszym sensom BIAŁO – CZERWONY autobus.
Wiem, że pragnę angażować się w tworzenie wspólnoty wokół ludzi, którym chcę ufać: Prezydent Andrzej Duda ze swoją ekipą, Premier Beata Szydło ze swoją drużyną. Ufam, że znajdziemy siły i wystarczające poczucie rozsądku i humoru, aby stawać w obronie państwa prawa i sprawiedliwości. Trwa walka. Wiem, bo doświadczam, że jest to walka osób pragnących żyć w karbach moralnych zobowiązań z ludźmi marzącymi o świecie, w którym wszystko wolno. Kłamstwo, oszczerstwo, zbrodnia – to dla nich epizody w drodze do krainy pełni „szczęścia”.
Wiem, że zdarzenia toczą się w sposób tak nieprzewidywalny, że nie starcza ludzkiego rozumu. Mego rozumu nie starcza. Wtedy rodzi się pragnienie modlitwy.
foto: youtube