Pamięci strzelca Michała Łaty – 101 rocznica urodzin Westerplatczyka z Bielawy

Michał-Łata-Westerplattczyk-z-Bielawy.jpg

Kwadrans po rozpoczęciu ostrzału przez Niemców pocisk wystrzelony od strony Nowego Portu trafił w niewielkie okienko strzelnicze Wartowni Nr 3. Przebił metalową osłonę i z hukiem wpadł do środka południowej kabiny bojowej. Feralne trafienie zabiło strzelca Konstantego Jezierskiego, który był pierwszym poległym na Westerplatte polskim żołnierzem. Stojący tuż obok niego strzelec, Michał Łata, został ranny.

Kilkanaście minut wcześniej pancernik Schlezwig-Holstein rozpoczął ostrzał Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Wkrótce po 4.45 polską placówkę na Westerplatte przykrył grad pocisków. Niektóre przeleciały nad półwyspem, inne rozrywały się w koronach drzew. Wkrótce do Polaków celowano także z innych strzeleckich pozycji z drugiej strony Kanału Portowego. „Gdy ciężkie granaty wyrzucają fontanny ziemi i płomienie, wygląda jakby rozpalało się piekło z piorunami i błyskawicami”. Był 1 września 1939 roku, hitlerowskie Niemcy rozpoczęły wojnę z Polską.

Na Westerplatte? Taki Spokojny Facet!

„W wartowni powstał niesamowity kurz spowodowany odpryskami ze ścian” – pisał później w swojej relacji dowódca Wartowni Nr 3, plutonowy Jan Naskręt. Zabitego żołnierza przykryto wojskowym płaszczem. Rannego opatrzono, żeby jak inni lekko rani mógł wkrótce wrócić do walki. Strzelec Michał Łata okazał się jednym z czterech ranionych pierwszego dnia wojny na Westerplatte Polaków. 

Wartownię Nr 3, znajdującą się w pobliżu koszar, obsadziło dziewięciu żołnierzy. Do dyspozycji mieli dwa niezwykle skuteczne ciężkie karabiny maszynowe wz. 30 i dwa rkm-y wz.28, a także karabinki mauser wz. 98. Te ostatnie do dyspozycji dwóch strzelców wyborowych. Pierwszego dnia działań Wartownia Nr 3 była jedną ze słabiej atakowanych. Mimo to nie obyło się bez strat.

 

schleswig holstein westerplatte

bitwa o westerplatte

Kapitulacja Obrońców Westerplatte

Michał Łata, który prawie całe powojenne życie spędził w Bielawie na Dolnym Śląsku, urodził się 11 maja 1915 roku we wsi Siedliszowice, w powiecie Dąbrowa Tarnowska. Był synem Michała i Marii z domu Kulik. Przed wojną mieszkał we wsi Pierwszyce w gminie Otwinów. W latach 1938-1939 odbywał służbę wojskową w II Morskim Batalionie Strzelców w Gdyni. Razem ze swoją jednostką uczestniczył w zajęciu Zaolzia w 1938 roku. Do załogi Westerplatte trafił 8 czerwca 1939 roku.

– Pan Michał bardzo dużo opowiadał o Westerplatte – wspomina Danuta Kalandyk, która jako młoda dziewczyna pracowała z westerplatczykiem w bielawskim PSS-ie. – Był to niesamowicie skromny i uczciwy człowiek. Wtedy był już na emeryturze i tu sobie dorabiał. Pamiętam, że był bardzo zdyscyplinowany. Wszyscy w pracy go cenili. Często kierownik magazynu, jak była potrzeba, z pełnym zaufaniem dawał mu wszystkie klucze do magazynu. Zawsze się mówiło „Pan Michał”. Często tu przychodził, siadał i wspominał. Był niewysoki, taki raczej krępej budowy ciała, lekko pucułowata twarz i dobrotliwa. Zawsze kojarzył mi się z takim ciepłym, dobrym dziadkiem…Miał szacunek do człowieka, nie było ważne, kim ktoś był – prezesem, czy zamiatał ulice, on szczerze szanował ludzi.

Niewysoki starszy mężczyzna, dla większości mijanych na ulicy ludzi całkowicie anonimowy, musiał przejść ponad trzy kilometry, żeby z pracy dotrzeć do mieszkania przy ul. Waryńskiego.

– Od lat pięćdziesiątych tu mieszkał, naprzeciwko – pokazuje sąsiadka Helena Saj. – Czasami pokazywał ordery, które otrzymał. Niektórzy tutaj nie wierzyli, że w ogóle był na Westerplatte. Niektórzy się nawet z niego podśmiewali, aż mi go żal było. Mówili, a gdzie on tam był na Westerplatte, taki spokojny facet!?

„W zamkniętej, kotłującej się beczce”

Pierwszy dzień wojny minął. 2 września 1939 roku Polskie Radio z satysfakcją mogło podać wiadomość, która wówczas dodawała otuchy wszystkim Polakom: „Westerplatte jeszcze się broni!”. Skoro nieco ponad 200 żołnierzy może powstrzymać blisko cztery tysiące uzbrojonych po zęby wrogów, to nic nie jest niemożliwe. Ten dzień miał być jednak dla obrońców polskiego półwyspu szczególnie ciężki. Adolf Hitler domagał się natychmiastowego zdobycia Westerplatte. 2 września Polacy muszą się poddać!

Około godziny 18.00 nad niewielki obszar Westerplatte nadleciało 47 bombowców nurkujących Ju 87. Kolejne klucze stukasów, wyjąc przeraźliwie, obrzucały ćwierć i półtonowymi bombami teren Składnicy. Ziemia drżała od eksplozji, które pozostawiały po sobie ogromne kratery. Jedna z bomb trafiła w Wartownię Nr 5, zabijając tam kilku żołnierzy. Inna przebiła strop w koszarach. W znajdującej się w pobliżu Wartowni Nr 3 żołnierze modlili się, by jakoś przetrwać tę straszliwą nawałnicę. Wśród nich strzelec Michał Łata. Bomby spadały blisko. Tak drugi dzień wojny wspominał dowódca Wartowni Nr 3, plutonowy Naskręt: „W czasie bombardowania mieliśmy wrażenie, że znajdujemy się w zamkniętej, kołującej się beczce. (…) Żołnierze znajdujący się w wartowni (…) załamani, nie liczyli wcale, że z tego strasznego (…) bombardowania wyjdą z życiem”. A jednak nikt w Wartowni Nr 3 nie zginął. Być może to jednak wtedy strzelec Łata odniósł kontuzję, o której wspominają niektóre źródła. 2 września na Westerplatte poległo co najmniej 10 żołnierzy, podobna była liczba rannych, a na kilkunastu szacuje się liczbę kontuzjowanych. Mimo to polska załoga gotowa była do dalszej walki.

Jeniec Nr 1895

Po bombardowaniu major Henryk Sucharski podjął jednak decyzję o kapitulacji. Do realizacji tej decyzji nie doszło. „To Dąbrowski poderwał nas do walki, odważny, nie bał się niczego. Wszystko trzymał mocno w garści, dowodził do końca. Gdyby nie on, nie byłoby legendy o Westerplatte” – jasno wynika z relacji plutonowego Mieczysława Wróbla. Od tego dnia faktyczne dowodzenie na Westerplatte przejął właśnie kapitan Franciszek Dąbrowski, który skutecznie kierował obroną prawie do końca. Prawie, ponieważ pięć dni później, 7 września, decyzja o kapitulacji zapadła. I nie była to decyzja kapitana Dąbrowskiego. Podjął ją przeciwny dalszej walce major Sucharski. Załoga Wojskowej Składnicy Tranzytowej poddała się dopiero po siedmiu długich dniach walki. Tak tę chwilę wspominał sierżant Władysław Deik:

„Major Sucharski przemawia do zgromadzonych żołnierzy. Słowa te są bolesne i tragiczne. Nasza walka jest beznadziejna. (…) Jedyne wyjście to poddać się i uniknąć tym samym i tak już wielkich strat w ludziach. (…) …podoficerowie i żołnierze popadają w rozpacz. Przeszło dwie godziny niezdecydowani braliśmy pod uwagę każdą możliwość, myśli pełne rozpaczy i bólu gorączkowo kłębiły się w umysłach. Wielu z nas chciało skończyć tę męczarnię raczej jednym strzałem niż niewolą. Z ciężkim sercem jednak zdecydowaliśmy się kapitulować.”

Polscy żołnierze trafili do niewoli. Strzelec Michał Łata (jeniec nr 1895) znalazł się w największym obozie jenieckim na terenie Prus Wschodnich – Stalagu IA.

Powrót do domu

W swoim życiorysie z 20 stycznia 1977 roku Michał Łata pisał między innymi:

„W 1938 roku zostałem powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej w Baonie Morskim – Gdynia. W 1939 roku brałem udział w obronie Westerplatte. 7 września 1939 roku dostałem się do niewoli niemieckiej. I do 1945 roku przebywałem w Stalagu IA. (…) W marcu 1950 roku przyjechałem do Bielawy i podjąłem pracę w „Progresie” (dzisiaj „Technodrzew”). Pracowałem w tym zakładzie do 1954 roku. Od 1954 do 1956 roku pracowałem w Miejskich Zakładach Mięsnych w Bielawie. W 1957 roku rozpocząłem pracę w PSS – Rozlewnia piwa, gdzie pracowałem do 1976 roku. W 1976 roku przeszedłem na emeryturę.”

Z innych źródeł wynika, że do Bielawy Michał Łata przyjechał już w 1946 roku. Zanim jednak to nastąpiło, w 1945 roku na piechotę, marszem przez cała Polskę, wrócił do rodzinnej wsi. Jego ojciec już nie żył. Po siedmiu latach rozłąki przywitała go matka i jedyna siostra. 30-letni bohater z Westerplatte ożenił się w listopadzie 1945 roku. Jednak małżeństwo nie doczekało się potomstwa. Michał Łata zaraz po wojnie złożył dość wyraźną politycznie deklarację. W 1946 roku otrzymał podpisaną przez Stanisława Mikołajczyka legitymację nr 266052 Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Z danych kadr Wojewódzkiej Spółdzielni Spożywców „Społem” w Wałbrzychu, oddziału w Dzierżoniowie z siedzibą w Bielawie, dowiedzieć się można o następującym przebiegu pracy zawodowej Michała Łaty: „Progres Stolarnia w Bielawie 1951-1956, PSS Dzierżoniów 1956-1959, Zakłady Mięsne w Bielawie 1959-1962, PSS Dzierżoniów (Bielawa) od 1962.”Wiadomo też, że od roku 1977 do 31 maja 1990 roku, już będąc na emeryturze, pracował w bielawskim WSS na trzy czwarte etatu.

– To był bardzo uczciwy człowiek – mówi Wiesława Bałakut przeglądając stare dokumenty bielawskiej Spółdzielni Spożywców. – Taki niewysoki pan, wtedy już dziadziuś, trochę jakby do mojego dziadka podobny.

W charakterystyce pracownika (prawdopodobnie z lat 70.), podpisanej przez dyrektora WSS-u przeczytać można między innymi: „Ob. Łata Michał długoletni pracownik Oddziału WSS w Bielawie zatrudniony na stanowisku robotnika WWG i RP – zdyscyplinowany, obowiązkowy. Cechuje go skromność i koleżeńskość. Były uczestnik walk na Westerplatte. W czasie okupacji przebywał w Obozie w Niemczech. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi i Kawalerskim Orderem Odrodzenia Polski.”

Zaniki lokalnej pamięci

– Myśmy ściślejszy kontakt nawiązali tak naprawdę na dwa lata przed jego śmiercią – przypomina sobie Bogdan Borczyk, były sąsiad obrońcy Westerplatte. – Wcześniej znaliśmy się tak zwyczajnie, jak to sąsiedzi: dzień dobry, dzień dobry i tyle. A potem, kiedy zaniemógł na nogi, trzeba było pomóc z transportem i tak w końcu poznaliśmy się bliżej. Co najlepiej zapamiętałem z jego wspomnień? Opowiadał kiedyś o swoim udziale w zajęciu Zaolzia w 1938 roku. Kiedy stwierdziłem żartobliwie, że „zrobił przykrość braciom Czechom”, bardzo się zezłościł, powiedział, że w tej sprawie nic nie rozumiemy i że ta interwencja na Zaolziu była niezbędna. Tych wspomnień z samego Westerplatte nie pamiętam zbyt wiele. Przypominam sobie, że dosyć dobrze wspominał majora Sucharskiego z czasu przed wybuchem wojny, bywało, że dowódca i papierosem poczęstował i zamienił kilka słów. O kapitanie Dąbrowskim też coś opowiadał, ale niestety naprawdę niewiele pamiętam. Przypominam sobie, że kiedyś dostał list od pani Górnikiewicz z informacją na temat planowanego spotkania obrońców Westerplatte z marynarzami Schlezwiga-Holsteina (do spotkania doszło w sierpniu 1993 roku – przyp. aut.). O ile pamiętam list zawierał taką sugestię, żeby raczej w tym spotkaniu nie uczestniczyć. Pan Michał w dużym stopniu się z tą sugestią zgadzał. Mówił, że są takie rzeczy, których się nie zapomina i nie wybacza. Na dodatek w tym czasie miał już kłopoty z chodzeniem i to chyba właśnie ta dolegliwość ostatecznie zdecydowało, że na spotkanie się nie wybrał.

30 lat po walkach na Westerplatte, 13 września 1969 roku, w Dzierżoniowie (znajdującym się kilka kilometrów od Bielawy) odbyła się uroczystość otwarcia Szkoły Podstawowej nr 5, której nadano imię Bohaterów Westerplatte. Niestety, z zapisków w szkolnej kronice nie wynika, żeby w uroczystości uczestniczył mieszkający w pobliżu westerplatczyk. We wklejonej do kroniki gazetowej notatce wymienieni są lokalni dygnitarze, jednak nazwisko Łata się nie pojawia. Wiadomo jednak, że we wrześniu 1975, 1978 i 1979 strzelec z Wojskowej Składnicy Tranzytowej, mieszkaniec Bielawy, był już do szkoły imienia Bohaterów Westerplatte zapraszany. Niestety, oprócz wymienionego nazwiska niewiele na temat udziału Michała Łaty w szkolnych uroczystościach można się dowiedzieć.

Paradoksalnie, w latach 90. lokalna pamięć o żołnierzu z Westerplatte już prawie całkowicie zaczęła zanikać. Dzisiaj wiadomość o westerplatczyku z Bielawy wydaje się tutaj tyleż sensacyjna, co niewiarygodna (rozmowa z Przewodniczącym RM Bielawy pozwala wierzyć że wkrótce się to zmieni – przyp. autora).

Umarł siedząc na krześle

– Wspaniały człowiek, dobry sąsiad, bardzo uczciwy – mówi Helena Saj. – Opowiadał, jak walczył. Jak do nas przyszedł, to opowiadał, opowiadał… Jak czegoś brakowało, to zawsze starał się pomagać; lodówkę mi załatwił, dywan załatwił. Wszystkim pomagał. Bardzo pogodny, uprzejmy, nie kłócił się z nikim. I zmarł nagle, tu w Bielawie, w mieszkaniu obok, siedząc na krześle. Umarł od razu. Rodzina zabrała go w jego rodzinne strony.

 Był bardzo dobrym, bardzo życzliwym i bardzo uczynnym człowiekiem – potwierdza Mirosława Borczyk. – Zawsze można było liczyć na jego pomoc, jeśli tylko mógł w czymś pomóc, zawsze pomagał…

W 1989 roku Michał Łata uhonorowany został Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Rok później odebrał nominację na stopień podporucznika w stanie spoczynku. 18 lipca 1995 roku, w wieku 80 lat, zmarł.

– Nie byliśmy pewni, czy będzie pochowany tutaj czy w rodzinnych stronach – mówi Bogdan Borczyk. – Ostatecznie to w Bielawie odbyło się nabożeństwo pogrzebowe, a wkrótce później jego ciało rodzina zabrała w strony, gdzie się urodził i to tam został pochowany.

Z całej załogi Westerplatte na Dolny Śląsk trafiło sześciu żołnierzy. Dwaj zamieszkali w powiecie dzierżoniowskim – legionista Teodor Wiatr w Sienicach i strzelec Michał Łata w Bielawie. Tego ostatniego nie zdołał zabić pocisk, który 1 września 1939 roku na Westerplatte trafił w okienko strzelnicze wartowni Nr 3. Miejmy nadzieję, że wiedzy o naszych westerplatczykach zabić nie zdoła dziś coraz powszechniejsza wśród rodaków zimna jak stal… niepamięć.

autor: Jarosław Kresa

źródło: zprawa.pl / Mariusz Wójtowicz-Podhorski, „Westerplatte 1939. historia prawdziwa’ (w tym F.O. Busch, Die Akten des Seekrieges), Zbigniew Flisowski, „Westerplatte”, Kronika SP nr 5 w Dzierżoniowie, dokumenty Kadr PSS w Bielawie

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj