Kulisy paraliżu śledztwa ws. sędziego Łączewskiego. Prokurator: „Tracimy wpływ na sprawę”

laczewski.jpg

Portal wPolityce.pl dotarł do nowych informacji, z których wynika, że śledztwo dotyczące rzekomego włamania się do komputera sędziego Wojciecha Łączewskiego utknęło w martwym punkcie. Wszystko z powodu dziwnych decyzji sędziego dyscyplinarnego oraz samych śledczych. Krakowska prokuratura prowadząca śledztwo ws. podszywania się pod sędziego Wojciecha Łączewskiego, który miał w internecie uzgadniać taktykę działań przeciw rządowi PiS z osobą podającą się za Tomasza Lisa oraz sędzia dyscyplinarny wciąż bowiem upierają się, by specjalistyczną opinię w sprawie wydał amerykański portal społecznościowy twitter. To nie tylko przedłuży śledztwo, ale może spowodować, że sędzia Łączewski wyjdzie z całej sprawy zwycięsko.

Gdy w październiku śledczy otrzymali ostateczną opinię, z której wynikało, że do żadnego włamania w komputerze Łączewskiego nie doszło, nic już nie stało na przeszkodzie, by sprawę rzekomego włamania umorzyć i zając się zeznaniami Łączewskiego, co do których można mieć podejrzenie iż nie znajdowały one odzwierciedlenia w rzeczywistości. Ta informacja nie zdeterminowała jednak śledztwa. Sędzia dyscyplinarny, który równocześnie z prokuraturą prowadzi sprawę dyscyplinarną Łączewskiego oraz krakowscy śledczy chcą, by portal twitter wydał dla nich opinię. Zdaniem osób związanych ze śledztwem, z którymi rozmawiał portal wPolityce.pl, ta decyzja jest „ślepą uliczką”.

Twitter nie odpowie lub oczekiwanie na odpowiedź trwać będzie całymi miesiącami. Po co ta opinia, skoro biegły sądowy jednoznacznie udowodnił, iż włamania do komputera Łączewskiego nigdy nie było. Tracimy wpływ na sprawę, pozostawiając jej rozwiązanie przypadkowej opinii ze Stanów Zjednoczonych.

– mówi nam śledczy związany ze sprawą.

Pojawiają się także inne wątpliwości. Także związane z amerykańskim portalem. Prokuratorzy nie mają pewności, czy na decyzji twittera, nie zaważą kwestie polityczne, których udowodnienie będzie niezwykle trudne.

Opinię może wydać osoba, która nie będzie chciała zeznawać w prokuraturze. Nie będą więc znane jej motywy. Może okazać się, że taka opinia nie będzie zgodna z prawdą, ale wpisywać się będzie w ewentualne poglądy polityczne wydającego ją. Bez możliwości weryfikacji, taka opinia nie będzie wiele warta dla prokuratury, ale może przydać się sądowi dyscyplinarnemu, który ewidentnie przedłuża sprawę i bardzo zależy mu na uniewinnieniu Łączewskiego.

– przekonuje jeden z prokuratorów, zaniepokojony sprawą Łączewskiego.

Sprawa Łączewskiego wybuchła zimą tego roku, gdy w połowie stycznia na konto na Twitterze sygnowane nazwiskiem Tomasza Lisa trafiła wiadomość:

Panie Tomaszu! (…) Nie zorientował się pan, że walenie w to towarzystwo przynosi efekt odwrotny od zamierzonego? Sugeruję zmianę strategii”. Podpis brzmiał: „pewien znany sędzia, chociaż z innego profilu.

W kolejnych wiadomościach autor przedstawił się jako Wojciech Łączewski, a także wysłał swoje zdjęcie.

**Chłopcy w krótkich spodenkach chcą sobie wziąć kałasznikowy i bawić się nimi po pijanemu”

– ostrzegał przed nowym rządem i namawiał Lisa na spotkanie.

Z przeprowadzonej przez specjalistów analizy, do której pod koniec października dotarł portal wPolityce.pl wynika, że w sprzęcie sędziego Łączewskiego nie było szpiegowskiego oprogramowania, które mogłoby posłużyć do włamania i rozsyłania w jego imieniu wiadomości na Twitterze. Z kolei zdjęcie, tzw. selfie, które sędzia wysłał do swojego rozmówcy (przepraszając, że jest na nim w rozciągniętej koszulce), zostało zrobione jego telefonem. Poprzez tzw. chmurę, umożliwiającą automatyczne przesyłanie plików i zapisywanie ich na innych sprzętach, znalazło się w innych komputerach Łączewskiego i w jego tablecie.

W sprawie Wojciecha Łączewskiego mnożą się więc pytajniki. Mało tego. Oddawanie kontroli nad sprawą w ręce anonimowych pracowników twittera, których weryfikacja jest niemal całkowicie niemożliwa, nie przybliży nas do poznania prawdy. Da jednak Wojciechowi Łączewskiemu i sędziowskiemu rzecznikowi dyscyplinarnemu niezbędny czas, a może nawet pozwoli zamieść tę aferę pod dywan.

źródło: wpolityce.pl

fot: youtube

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj