Blokada mównicy i fotela marszałka Sejmu, okupacja sali plenarnej, permanentne zamieszanie i zapowiedzi kolejnych protestów – wszyscy pamiętamy kolejne działania polityków opozycji, której szefowie sami o sobie mówią per „totalna”.
Sejmowa awantura, która trwała kilka tygodni to również dodatkowy wydatek dla budżetu państwa. Jak pisaliśmy wcześniej, konieczność specjalnej ochrony budynku sejmowego wymusiła zatrudnienie funkcjonariuszy policji.
Nadprogramowe wydatki w dość znaczący sposób obciążyły również konto Kancelarii Sejmu. W czym rzecz?
Od 16 grudnia do 9 stycznia Kancelaria Sejmu została zmuszona do zatrudnienia dodatkowych ze strony pracowników Kancelarii Sejmu: chodzi o funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej, a także pracowników Ośrodka Informatyki i Biura Prasowego.
Szacunkowa wartość czasu pracy w związku z protestem w Sali Posiedzeń wyniesie 28 207 zł. Dodatkowo część pracy poza normalnymi godzinami pracy zostanie zrekompensowana poprzez udzielenie czasu wolnego. Szacunkowa wartość udzielonego czasu wolnego wyniesie 3 444 zł
— czytamy w odpowiedzi przesłanej portalowi wPolityce.pl przez Kancelarię Sejmu.
Inne dodatkowe koszty dotyczyły też kosztu zapewnienia mobilnego systemu głosowań (to koszt 12600 złotych netto), a także wynajęcia i obsługi kamer (to kwota 34 950 zł netto).
Szacunkowa kwota dodatkowej pracy – z powodu protestu części opozycji – ze strony Kancelarii Sejmu to łącznie niecałe 80 tysięcy złotych. Czy było warto? A może posłowie PO i .N opłacą tę kwotę z własnych diet?
źródło: wpolityce.pl