Radio Wrocław informuje, że funkcjonariusz komunistycznej milicji trafi do więzienia za zbrodnię z czasu stanu wojennego.
Chodzi o wydarzenia z 31 sierpnia 1982 roku. W Lubinie na Dolnym Śląsku milicja i ZOMO otworzyły ogień do protestujących robotników. Zginęło wówczas 3 mężczyzn (Michał Adamowicz, Andrzej Trajkowski i Mieczysław Poźniak), a kilkadziesiąt osób odniosło rany.
Nie jest pewne, kto wydał rozkaz użycia broni. Wiadomo jednak, że komendant milicji major Franciszek G. i zastępca komendanta por. Jan M. wydawali szczegółowe instrukcje milicjantom, którym powierzono misję stłumienia protestów. I choć milicjanci nie mieli używać broni bez rozkazu, padły strzały. Wydarzenia zyskały miano Zbrodni Lubińskiej.
W okresie PRL nikt nie został za to pociągnięty do odpowiedzialności. Dopiero w 2007 r. trzy osoby usłyszały wyrok skazujący. Był wśród nich Jan M., który został skazany na 3,5 roku pozbawienia wolności. Do więzienia jednak nie trafił z powodów zdrowotnych.
Sąd uznał, że były zastępca komendanta jest zdolny do odbywania kary, ale zakład karny musi być wyposażony w specjalny oddział szpitalny.
– Stan zdrowia oskarżonego pozwala mu na odbywanie kary w warunkach izolacji. Musi by jednak być zapewniony dostęp do rehabilitacji i odpowiednich leków. W przypadku znacznego pogorszenia stanu zdrowia, Jan M. może opuścić zakład karny by leczyć się na wolności – czytamy na portalu radiowroclaw.pl.
Wyrok nie jest prawomocny, a Jan M. może odwołać się od niego w ciągu tygodnia. Po wysłuchaniu wyroku wyszedł z sądu i nie chciał rozmawiać z dziennikarzami.
– To nie może być tak, że współsprawca przez lata korzystał z życia, czerpał z niego pełnymi garściami, cieszył się wolnością, a dzieci, matka płakały, klepiąc biedę – mówi dla Radia Wrocław Bogdan Orłowski, przewodniczący miejscowej Solidarności.
Źródło: Radio Wrocław