Prof. Tadeusz Marczak: Nagroda dla Dutkiewicza przykładem tuskizacji elit III RP

Prof. T. Marczak, print scrn, yt

Niemcy wysypują worek z nagrodami. Polityk Tusk z rąk złotowłosej Angeli od czasu do czasu odbiera nagrody za wybitne zasługi dla ich kraju. Podobne zaszczyty doświadcza prezydent Wrocławia, bowiem w ciągu pół roku, został beneficjentem już drugiej niemieckiej nagrody.

Drezdeński Klub Prasy im. Ericha Kästnera 25 marca 2016 roku przyznał piękną statuetkę i 10 tysięcy euro honorarium, które z założenia musi być przeznaczone na cel charytatywny lub kultury. Prezydent Dutkiewicz zdecydował, że honorarium zostanie w Dreźnie, w Domu Kultury Polskiej. O ile nagrody przyznawane Polakom przez obce państwa powinny cieszyć, jak w przypadku Domu Prasy w Dreźnie, o tyle przyznanie Niemieckiej Nagrody Narodowej 2017 dla Rafała Dutkiewicza wzbudza zażenowanie.

Profesor Tadeusz Marczak, wykładowca akademicki, historyk i publicysta przedstawia pozostałych profitentów Niemieckiej Nagrody Narodowej, fundację i ojca założyciela oraz „europejskie horyzonty prezydenta Dutkiewicza” w rozmowie z Małgorzatą Paw.

Zdążył pan zapoznać się z informacją podaną przez media w sprawie nagrody dla prezydenta Wrocławia?

Strona internetowa „Deutsche Nationalstiftung” (Niemiecka Fundacja Narodowa) przyniosła 8 marca wiadomość, że laureatem jej nagrody „Deutscher Nationalpreis” (Niemiecka Nagroda Narodowa) na rok 2017 został Rafał Dutkiewicz – „Stadtpraesident von Breslau”, jak go przedstawiono.

Fundacja w Polsce w ogóle nie jest znana, w Niemczech niewiele osób o niej wie. Wśród laureatów są Polacy.

„Deutsche Nationalstiftung” powstała w 1993 roku z inicjatywy m.in. byłego kanclerza RFN Helmuta Schmidta. Przedstawia się jako niezależna i ponadpartyjna organizacja powszechnego użytku. Jednak w jej władzach roi się od byłych i aktualnie czynnych polityków takich jak były prezydent  Niemiec Horst Koehler, ostatni premier NRD  Lothar de Maiziere, aktualny przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert, minister finansów Wolfgang Schaeuble, czy emerytowany gen. Klaus Naumann, były szef sztabu generalnego Bundeswehry. W tym gremium znaleźli się także publicysta „Gazety Wyborczej” Piotr Buras oraz b. ambasador III RP Janusz Reiter.

Przed Dutkiewiczem laureatami „Niemieckiej Nagrody Narodowej” były inne pochodzące z Polski osoby. W 2001 r. nagrodę otrzymał Tadeusz Mazowiecki wspólnie z francuskim historykiem żydowsko-niemieckiego pochodzenia Joseph’em Rovanem. W uzasadnieniu ogłoszono, że obaj przyczynili się do powstania „Trójkąta Weimarskiego”. Ale czy nie brano pod uwagę faktu, że Mazowiecki jako premier nadał polskiej polityce zagranicznej klientystyczny wobec Berlina charakter ?

„Niemiecką Nagrodę Narodową” otrzymał także abp Nossol, znany z bezkrytycznego powtarzania niemieckiej tezy o tzw. wypędzeniach. W wywiadzie dla „Deutsche Welle”(09.09.2015) mówił on:  „Nie da rady wypędzenia usprawiedliwić w taki czy inny sposób, czy politycznie czy ideologicznie. Obojętnie, kto dokonał wypędzeń, to jest zbrodnicze podejście, a ofiarami są ludzie, którzy zazwyczaj nie zawinili w żaden sposób. Wypędzenie jest wypędzeniem”. I obrazoburczo, żeby nie powiedzieć heretycko wywodził: „każde wypędzenie, nawet wypędzenie z raju, też nie było właściwe (śmieje się)”. Jak więc tłumaczył swoim wiernym pojęcie „grzechu pierworodnego” ? Lansowana przez koła niemieckie teza o „wypędzeniach” jako „zbrodni przeciwko ludzkości”, tak niewolniczo powielana przez arcybiskupa, jest po stronie niemieckiej formalną podstawą do wysuwania roszczeń majątkowych wobec Polski. W lipcu 2004 roku przed wizytą w Polsce ówczesnego prezydenta RFN Horsta Koehlera w prasie niemieckiej rozległy się głosy, że Polska będzie musiała się liczyć z koniecznością wypłaty odszkodowań wielomilionowej rzeszy tzw. wypędzonych.

Kapituła, zanim przyzna nagrodę, dokładnie sprawdza kandydata czy spełnia warunki. Zatem każdy z wymienionych Polaków musiał się szczególnie przysłużyć państwu niemieckiemu?

Podstawowe kryterium przyznawania „Niemieckiej Nagrody Narodowej” zostało jasno określone przez inicjatora fundacji Helmuta Schmidta. Są nimi: „idea narodu niemieckiego” oraz „utrwalanie niemieckiej tożsamości narodowej”. Zapewne zdaniem jurorów, a nie ma podstaw, żeby z nimi polemizować, laureat z Wrocławia (pardon: von Breslau) spełnia te kryteria. Świadczy o tym polityka historyczna uprawiana przez władze miejskie pod rządami Rafała Dutkiewicza. Do czołowych jej przykładów należy zmiana nazwy Hali Ludowej na obowiązującą do 1945 roku nazwę Hali Stulecia, upamiętniającą pruski tryumf nad wojskami francusko-polskimi w bitwie pod Lipskiem, co oznaczało pogrzebanie polskich nadziei na odzyskanie niepodległości w sojuszu z Napoleonem. Świadczy o tym skandaliczna wystawa w Muzeum Miejskim będąca apoteozą prusactwa, łącznie z wybielaniem postaci Fryderyka II, inicjatora rozbiorów Polski. Świadczy o tym także postępująca germanizacja w nazewnictwie ulic i wiele, wiele innych przykładów.

Nie wiemy czy, a jeśli tak to w jakim zakresie, o przyznaniu nagrody prez. Dutkiewiczowi zadecydowała jego niesłychana, nazwijmy to, hojność wobec firm niemieckich, którym zlecano realizację inwestycji w naszym mieście. Wspomnijmy o jednej z nich, drobnej, ale urastającej do rangi symbolu. W 2009 roku firma Schmees & Luehn wybudowała drewnianą kładkę przez fosę k. Dworca Świebodzkiego. Koszt tej kładki wyniósł ok. 3, 5 mln zł. Stanowi to równowartość 14-15 mieszkań typu M-2 o powierzchni 45-50 m2 ! Dodajmy, że za 1 metr kwadratowy owej kładki miasto zapłaciło (z kieszeni podatników naturalnie) 20 i pół tysiąca złotych. W USA koszt budowy 1 metra kwadratowego mostu autostradowego wynosił w 2012 roku 1802 dolary, czyli ok. 7 i pół tysiąca zł. Przypomnijmy, że we Wrocławiu mamy do czynienia tylko z kładką drewnianą ! Analizy finansowej innych inwestycji, na o wiele większą skalę, na razie sobie oszczędźmy.

Prezydent otrzyma 50 tysięcy euro i nie musi, jak w przypadku nagrody drezdeńskiej przeznaczać na cele charytatywne.

Niemiecka nagroda ma także swój wymiar finansowy nie ujawniony jednak na oficjalnej stronie internetowej fundacji. Ale niezależnie od tego, i nie pomijając faktu, że nie jest to pierwsza nagroda na koncie prez. Dutkiewicza zapewne długo jeszcze nie będzie się w tym zakresie mógł równać z Władysławem Bartoszewskim. Ten bowiem, już wcześniej sowicie nagradzany, nawet jako urzędujący minister spraw zagranicznych otrzymał z fundacji Boscha wsparcie w wysokości 132 tys. DM. „Wspieramy go, bo on wspiera nas” – skwitował to krótko przedstawiciel niemieckiej fundacji.

Na zakończenie nieodparcie nasuwa się następująca refleksja. Już wiele lat temu ukuto termin schroederyzacja elit. Zawdzięcza on swoje powstanie b. kanclerzowi Niemiec Gerhardowi Schroederowi, który po zakończeniu kariery politycznej w swoim kraju został wynagrodzony intratną posadą w rosyjskiej firmie „Gazprom”. Z polskiej perspektywy patrząc na ten problem powinniśmy zacząć mówić o tuskizacji elit jako o groźnym zjawisku, toczącym jak rak nasze życie polityczne.

 

1 KOMENTARZ

  1. Ciekawe, co by było, gdyby w Polsce ustanowiona była „Nagroda Kulturalna Wileńszczyzny” albo „Nagroda Kulturalna Wołynia i Podola”. A Niemcy od kilkudziesięciu lat mają „Nagrodę Kulturalną Śląska”, przyznawaną czasem Niemcom a czasem Polakom, z którymi im „po drodze”. Najbardziej jednak niepojęte jest to, że Władysław Bartoszewski przyjął niemiecki Medal Stressemana. Przypomnijmy, że Gustaw Stresseman był ministrem spraw zagranicznych republiki weimarskiej, doprowadził do podważenia trwałości polskich granic na konferencji w Locarno a także do zawarcia umowy o bliskiej współpracy Niemiec z Sowietami – w Rapallo. Był postacią nr 1 niemieckiej wojny celnej, mającej na celu zniszczenie polskiej gospodarki. Credo polityczne Stressemana brzmiało „Nie spocznę aż doprowadzę do likwidacji tego sezonowego państwa, jakim jest Polska”. Ciekawe, jak się Bartoszewskiemu nosiło na piersi medal imienia takiego człowieka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj