Janecki we „wSieci” o Marszu Wolności: „Okazał się wielkim krokiem wstecz i spektakularną klapą”

Marsz Wolności miał być wielkim skokiem na drodze PO do odzyskania władzy, a okazał się wielkim krokiem wstecz i spektakularną klapą

— pisze w najnowszym artykule w tygodniku „wSieci” komentator polityczny Stanisław Janecki.

Publicysta tygodnika próbuje wyjaśnić, co tak naprawdę stało się w Warszawie 6 maja 2017. Konkluzja jest dla głównej opozycyjnej partii druzgocąca. Według Janeckiego Platforma Obywatelska poniosła ogromną wizerunkową klęskę, której w żaden sposób nie jest w stanie zatuszować.

Sukces Marszu Wolności, zorganizowanego 6 maja 2017 r., był tak wielki, że już następnego dnia Grzegorz Schetyna, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, zaczął szukać winnych. A potem było już tylko gorzej. Partia Schetyny właściwie osiągnęła tylko jeden z celów zakładanych przed marszem, ale jednocześnie zafundowała sobie nowe kłopoty. Ten jedyny osiągnięty cel to potwierdzenie, że PO i Schetyna są liderami opozycji, ale to nie budziło sporu już kilka tygodni przed marszem. Zresztą to przewodnictwo zostało potwierdzone w złym stylu – na zasadzie upokorzenia liderów PSL oraz Nowoczesnej: Władysława Kosiniaka- Kamysza (w mniejszym stopniu) i Ryszarda Petru (w dużym stopniu). Tyle tylko, że po marszu ta pozycja i przewaga zaczęły być w ekspresowym tempie marnotrawione. Głównie wskutek pułapki, jaką Prawo i Sprawiedliwość zastawiło na partię Schetyny, zadając jej liderom cztery pytania: o program Rodzina 500+, wiek emerytalny, imigrantów oraz likwidację Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Instytutu Pamięci Narodowej. Odpowiedzi na te pytania były jedną wielką katastrofą. Wynikało to zapewne z tego, że wielkie było napięcie spowodowane rozliczeniem marszu i uświadomieniem sobie konsekwencji klęski tego sukcesu. Tylko jeden punkt jest pewny, gdy chodzi o marsz i jego skutki

PO wydała kilka milionów złotych i były to pieniądze wyrzucone w błoto – przekonuje dziennikarz.

Jak zauważa Stanisław Janecki największym wyznacznikiem tej klęski była bardzo słaba frekwencja. Platformie nie udało się zmobilizować nawet negatywnie nastawionych do PiS Warszawiaków.

Marsz Wolności miał zgromadzić ok. 70 tys. osób, bo wtedy można byłoby napompować taką frekwencję nawet do 200 tys. – jak stało się podczas ubiegłorocznej demonstracji 7 maja 2016 r. Optymistycznie licząc, była jedna trzecia zakładanej liczby uczestników, a realistycznie – jedna czwarta. To klęska, bo ludzi na marsz zwoziła nie tylko PO, lecz swoich przywiozły także PSL, samorządy i Związek Nauczycielstwa Polskiego, a zapraszały jeszcze Nowoczesna, niedobitki po Komitecie Obrony Demokracji oraz opozycyjni celebryci. Samorządy oferowały nawet chętnym różne bonusy, np. dni wolne za „czyn społeczny” w sobotę 6 maja. Najgorsze było jednak to, że na marszu zabrakło ludzi, którzy przyszliby spontanicznie, choćby mieszkańcy Warszawy. Ogromną większość stanowili działacze PO i PSL oraz sponsorowani przez te partie niejako zawodowi uczestnicy wszelkich antyrządowych manifestacji

— przekonuje Janecki.

Więcej o klapie Platformy Obywatelskiej podczas tzw. Marszu Wolności w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”, dostępnym w sprzedaży od 15 maja, także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html. Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.

źródło: wpolityce.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj