Krystyna Sobierajska legenda legnickiej Solidarności ( wspomina) : próby złamania i bardzo trudne warunki w więzieniu to był koszmar

youtube.com

Krystyna Sobierajska, jako legniczanka na każdych spotkaniach przypomina, że miasto było pod szczególnym nadzorem. Nie bez powodu upowszechniła się nazwa Mała Moskwa. Tam generał Kulikow był codziennym gościem. O sobie mówi, że rodzice przekazali jej lęk przed władzą sowiecką. Ojciec często powtarzał, ty się do niczego nie mieszaj, bo z Moskalami nikt nie wygra. To przesłanie, mówi Sobierajska, towarzyszyło jej dość długo. Do prawdy dochodziła sama. Zawsze kierował nią imperatyw moralny. Nie akceptowała kłamstwa i fałszu, wkrótce młodą dziewczynę poszukiwania doprowadziły do…aktywności politycznej. Kiedy redakcyjny kolega Henryk Nazarczuk, w czasach wolnej Solidarności przechodził pod Muzeum Armii Radzieckiej, zaczepił go pilnujący bramy żołnierz, prosząc o papierosa. Nazarczuk częstuje i mówi: nie wiem czy chcecie ode mnie, bo jestem pierwszym antykomunistą w Legnicy. Żołnierze przyjrzeli się i mówią: „niet, eto nie ty, eta baba. Nam w koszarach pokazywali jej zdjęcie”. Dla radzieckich żołnierzy przywódcą legnickiej Solidarności była Krystyna Sobierajska.

Krystyna Sobierajska w październiku 1981 roku, jako członek legnickiej Solidarności pojechała do Paryża na zaproszenie francuskich Związków Zawodowych. Razem z nią byli jeszcze inni delegaci z Polski. W sumie sześć osób z Lechem Wałęsą i Bronisławem Geremkiem na czele.

W Paryżu tamtejsze związki zorganizowały kilka spotkań z pracownikami i polską delegacją. Na każdym były wielotysięczne tłumy. Wałęsa zachowywał się skandalicznie, wielokrotnie powtarzał, że w Polsce robotnicy nie chcą pracować a destrukcja spowodowana jest niefrasobliwością Solidarności. Twierdzeniami Wałęsy, zdumieni byli zarówno Francuzi, dziennikarze, jak i pozostali członkowie polskiej delegacji, oczywiście poza Geremkiem. W tym samym czasie, gdy polska delegacja spotykała się z delegatami francuskich związków zawodowych, w Polsce generał Jaruzelski przejął władzę. Dziennikarze akredytowani z całego świata natychmiast podjęli ten wątek, zdawali sobie sprawę, że Jaruzelski, jako pierwszy sekretarz ma trzy funkcje i to jest bardzo groźne. Wałęsa natychmiast odpowiedział, tak prosto z serca: „ja znam towarzysza generała osobiście i uważam, że będzie nam się bardzo dobrze współpracowało”. Do końca naszego pobytu, mówi Sobierajska upowszechniał twierdzenie o lenistwie polskich robotników.

Sobierajska została aresztowana w Legnicy nad ranem 13 grudnia 1981. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że listy osób internowanych były wywiezione do Moskwy. Sobierajska przypomina wyrok sądu z 2011 roku, gdzie na wniosek Janusza Kochanowskiego (w 2008 roku), 13 sędziów Trybunału Konstytucyjnego jednomyślnie oceniło dekret o stanie wojennym jako zbrodnię przeciwko narodowi polskiemu, wydany był bezprawnie na żądanie gen. W. Jaruzelskiego. Sędziowie uznali wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku za sprzeczne nie tylko z konstytucjami PRL i III RP, ale też z prawem międzynarodowym. Ten wyrok ma przełomowe znaczenie. Jednak widzimy, że jego twórcy i realizatorzy, do dzisiaj nie są osądzeni. „Wszystko co związane było ze stanem wojennym jest nielegalne, także okrągły stół”, mówi Sobierajska.

Milicja woziła Sobierajską po wielu więzieniach w okolicy Legnicy – 13 grudnia ’81 była jedyną aresztowaną kobietą. Żaden naczelnik nie chciał się zgodzić na „polityczną”. Późnym wieczorem wojsko i milicja – przewiozło ją i wielu innych aresztowanych do Wrocławia, do więzienia na Kleczkowskiej. Jechali w długiej kolumnie wozów bojowych i „suk”, bo we Wrocławiu spodziewali się zamieszek. Chcieli wszystkich spacyfikować.

Przesłuchania, próby złamania i bardzo trudne warunki w więzieniu wspomina jako koszmar. Jeśli do tego dodać absolutny brak wiadomości o dzieciach i mężu, i to przez dwa miesiące można choć w części próbować zrozumieć, jak czuły się kobiety oderwane ze swojego środowiska, i jak niektórzy nie wytrzymywali odosobnienia. Po dwóch miesiącach dowiedziała się, że będzie internowana. Zapytała klawiszkę dokąd? – na wschód a prowiant jest przygotowany na trzy dni. Rzeczywiście było tak jak mówiła. Obóz w Gołdapi był w budynku…Radiokomitetu. Internowane kobiety, na początku mogły przebywać tylko w swoich pokojach, z czasem swobodnie poruszały w całym budynku i na dużym tarasie. Na zewnątrz pilnowane były przez żołnierzy LWP, którzy nie chcieli z osadzonymi w ogóle rozmawiać. „Nie odzywajcie się do nas, my wiemy kim jesteście, złapano was z bronią, miałyście mordować nas i nasze rodziny” – odpowiedział jeden z żołnierzy. (Dzisiaj ośrodek w Gołdap prowadzi Ryszard Tymofiejewicz, były ubek. Kiedy przyjeżdżają tam gołdapianki unika spotkań).

Anna Walentynowicz specjalizowała się w zmiękczaniu żołnierzy, przemawiała do nich jak matka „spuszczałyśmy im na sznurku termosy z herbatą i jedzenie. Szybko zmienili o nas zdanie”. W Gołdapi siedziała aż do lipca ’82. Półtora miesiąca później, po przyjeździe do Legnicy została ponownie aresztowana. Nieustannie szykanowana przez milicję i ubeków w listopadzie ’84 postanowiła wyjechać do Norwegii. Tam równolegle z pracą zawodową rozpoczęła działalność pomocową dla Polski.

Była jedną z pierwszych represjonowanych, która poprosiła IPN o wgląd do swojej teczki. Była zdruzgotana. Z dokumentów wynikało ilu wokół niej kręciło się przyjaciół-zdrajców.

Artykuł powstał dzięki pomocy Fundacji KGHM Polska Miedź

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj