Krystyna Sobierajska, jako legniczanka na każdych spotkaniach przypomina, że miasto było pod szczególnym nadzorem. Nie bez powodu upowszechniła się nazwa Mała Moskwa. Tam generał Kulikow był codziennym gościem. O sobie mówi, że rodzice przekazali jej lęk przed władzą sowiecką. Ojciec często powtarzał, ty się do niczego nie mieszaj, bo z Moskalami nikt nie wygra. To przesłanie, mówi Sobierajska, towarzyszyło jej dość długo. Do prawdy dochodziła sama. Zawsze kierował nią imperatyw moralny. Nie akceptowała kłamstwa i fałszu, wkrótce młodą dziewczynę poszukiwania doprowadziły do…aktywności politycznej. Kiedy redakcyjny kolega Henryk Nazarczuk, w czasach wolnej Solidarności przechodził pod Muzeum Armii Radzieckiej, zaczepił go pilnujący bramy żołnierz, prosząc o papierosa. Nazarczuk częstuje i mówi: nie wiem czy chcecie ode mnie, bo jestem pierwszym antykomunistą w Legnicy. Żołnierze przyjrzeli się i mówią: „niet, eto nie ty, eta baba. Nam w koszarach pokazywali jej zdjęcie”. Dla radzieckich żołnierzy przywódcą legnickiej Solidarności była Krystyna Sobierajska.
Krystyna Sobierajska w październiku 1981 roku, jako członek legnickiej Solidarności pojechała do Paryża na zaproszenie francuskich Związków Zawodowych. Razem z nią byli jeszcze inni delegaci z Polski. W sumie sześć osób z Lechem Wałęsą i Bronisławem Geremkiem na czele.
W Paryżu tamtejsze związki zorganizowały kilka spotkań z pracownikami i polską delegacją. Na każdym były wielotysięczne tłumy. Wałęsa zachowywał się skandalicznie, wielokrotnie powtarzał, że w Polsce robotnicy nie chcą pracować a destrukcja spowodowana jest niefrasobliwością Solidarności. Twierdzeniami Wałęsy, zdumieni byli zarówno Francuzi, dziennikarze, jak i pozostali członkowie polskiej delegacji, oczywiście poza Geremkiem. W tym samym czasie, gdy polska delegacja spotykała się z delegatami francuskich związków zawodowych, w Polsce generał Jaruzelski przejął władzę. Dziennikarze akredytowani z całego świata natychmiast podjęli ten wątek, zdawali sobie sprawę, że Jaruzelski, jako pierwszy sekretarz ma trzy funkcje i to jest bardzo groźne. Wałęsa natychmiast odpowiedział, tak prosto z serca: „ja znam towarzysza generała osobiście i uważam, że będzie nam się bardzo dobrze współpracowało”. Do końca naszego pobytu, mówi Sobierajska upowszechniał twierdzenie o lenistwie polskich robotników.
Sobierajska została aresztowana w Legnicy nad ranem 13 grudnia 1981. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że listy osób internowanych były wywiezione do Moskwy. Sobierajska przypomina wyrok sądu z 2011 roku, gdzie na wniosek Janusza Kochanowskiego (w 2008 roku), 13 sędziów Trybunału Konstytucyjnego jednomyślnie oceniło dekret o stanie wojennym jako zbrodnię przeciwko narodowi polskiemu, wydany był bezprawnie na żądanie gen. W. Jaruzelskiego. Sędziowie uznali wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku za sprzeczne nie tylko z konstytucjami PRL i III RP, ale też z prawem międzynarodowym. Ten wyrok ma przełomowe znaczenie. Jednak widzimy, że jego twórcy i realizatorzy, do dzisiaj nie są osądzeni. „Wszystko co związane było ze stanem wojennym jest nielegalne, także okrągły stół”, mówi Sobierajska.
Milicja woziła Sobierajską po wielu więzieniach w okolicy Legnicy – 13 grudnia ’81 była jedyną aresztowaną kobietą. Żaden naczelnik nie chciał się zgodzić na „polityczną”. Późnym wieczorem wojsko i milicja – przewiozło ją i wielu innych aresztowanych do Wrocławia, do więzienia na Kleczkowskiej. Jechali w długiej kolumnie wozów bojowych i „suk”, bo we Wrocławiu spodziewali się zamieszek. Chcieli wszystkich spacyfikować.
Przesłuchania, próby złamania i bardzo trudne warunki w więzieniu wspomina jako koszmar. Jeśli do tego dodać absolutny brak wiadomości o dzieciach i mężu, i to przez dwa miesiące można choć w części próbować zrozumieć, jak czuły się kobiety oderwane ze swojego środowiska, i jak niektórzy nie wytrzymywali odosobnienia. Po dwóch miesiącach dowiedziała się, że będzie internowana. Zapytała klawiszkę dokąd? – na wschód a prowiant jest przygotowany na trzy dni. Rzeczywiście było tak jak mówiła. Obóz w Gołdapi był w budynku…Radiokomitetu. Internowane kobiety, na początku mogły przebywać tylko w swoich pokojach, z czasem swobodnie poruszały w całym budynku i na dużym tarasie. Na zewnątrz pilnowane były przez żołnierzy LWP, którzy nie chcieli z osadzonymi w ogóle rozmawiać. „Nie odzywajcie się do nas, my wiemy kim jesteście, złapano was z bronią, miałyście mordować nas i nasze rodziny” – odpowiedział jeden z żołnierzy. (Dzisiaj ośrodek w Gołdap prowadzi Ryszard Tymofiejewicz, były ubek. Kiedy przyjeżdżają tam gołdapianki unika spotkań).
Anna Walentynowicz specjalizowała się w zmiękczaniu żołnierzy, przemawiała do nich jak matka „spuszczałyśmy im na sznurku termosy z herbatą i jedzenie. Szybko zmienili o nas zdanie”. W Gołdapi siedziała aż do lipca ’82. Półtora miesiąca później, po przyjeździe do Legnicy została ponownie aresztowana. Nieustannie szykanowana przez milicję i ubeków w listopadzie ’84 postanowiła wyjechać do Norwegii. Tam równolegle z pracą zawodową rozpoczęła działalność pomocową dla Polski.
Była jedną z pierwszych represjonowanych, która poprosiła IPN o wgląd do swojej teczki. Była zdruzgotana. Z dokumentów wynikało ilu wokół niej kręciło się przyjaciół-zdrajców.
Artykuł powstał dzięki pomocy Fundacji KGHM Polska Miedź