Policjanci odpowiedzialni za zatrzymanie Igora Stachowaka, pobicie i używanie paralizatora oraz jego śmierć – już nie pracują. Wrocławska prokuratura przedstawiła im przekroczenie uprawnień oraz fizyczne i psychiczne znęcanie się nad zatrzymanym I Stachowiakiem. Za ten czyn grozi im do 5 lat więzienia. Natomiast wobec przełożonych policjantów wszczęto postępowania dyscyplinarne ale zostaną umorzone, gdyż trzy miesiące temu wszyscy komendanci złożyli wnioski o przejście na emeryturę. Według zapisów KP nie prowadzi się czynności z byłymi pracownikami.
Niejasne tłumaczenia policjantów i niejednoznaczny opis biegłych medycyny sądowej przedstawiony w raporcie z sekcji zwłok może wpłynąć na ocenę sądu.
Co wydarzyło się w maju 2016 roku? Nad ranem dyżurny monitorujący wrocławski Rynek widzi Igora Stachowiaka, który wyglądem przypomina osobę poszukiwaną. Zawiadamia najbliższy patrol. Od tej pory zaczyna się dramat.
Igor zostaje wylegitymowany. Mimo, że dane personalne nie zgadzają się, wobec Igora zostają podjęte środki bezpośredniego przymusu. Kilka minut późnej jest już przesłuchiwany na komisariacie przy ul. Trzemeskiej.
Monitoring tego dnia „nie działa”. Jedyny ślad znęcania się nad zatrzymanym Igorem jest w traserze. Włączenie urządzenia powoduje uruchomienie kamery.
Tymczasem w mediach społecznościowych pojawia się nagranie z interwencji na wrocławskim Rynku, które pogrążyło grupę policjantów. Chwilę później inne patrole wyłapują świadków utrwalających całe zdarzenie na telefonach komórkowych. Niektórych udało się zatrzymać a ich nagrania skasowano.
Mariusz Frontczak, który miał przypominać Igora ciągle jest poszukiwany listem gończym. Opinia publiczna zastanawia się, jak można pomylić dwoje tak różnych ludzi?! Mimo to, policjanci do dzisiaj utrzymują, że byli przekonani, że złapali właściwą osobę.
Igr Stachowiak sześć godzin od interwencji na wrocławskim Rynku umiera z powodu „ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej”.
MP