Stanisław FurmanekF wraz ze swoją żoną i synem, pomógł kilku rodzinom żydowskim. Na początku pomoc ograniczała się do dostarczania im wody i żywności. Stanisław nie przywiązywał wagi do tego, że to była inna narodowość, dla niego przede wszystkim to byli ludzie, to byli sąsiedzi, z którymi znał się dobrze. Razem się wychowywali, bawili, po prostu razem żyli.
Pewnego dnia do domu Furmanków przyszła żydówka, prosząca o pomoc w wywiezieniu z miasta. Z żydowską rodzinom umówili się następnego dnia za mostem, przy rzece, skąd mieli być zabrani furmanką. Wczesnym rankiem Stanisław wraz z synem, 12 letnim Czesławem pojechali po nich wozem z końmi. Wszyscy Żydzi wsiedli na wóz, przykryli się plandeką . Wraz z nimi pod tą plandekę schował się również Stanisław Furmanek, natomiast powoził jego 12 letni syn. Wyjechali za most, udało się ich wywieść. Jednak, po krótkim czasie Niemcy dowiedzieli się o tej akcji i w związku z tym nakazali stawić się na posterunek w celu wyjaśnień. Stanisław Furmanek został zatrzymany za udzielanie pomocy Żydom. Jego syn zdołał uciec, ukrywał się po rodzinie albo na polach. Jednak po jakimś czasie wrócił do domu.
Co więcej, chłopiec postanowił zobaczyć, co się dzieje z jego ojcem, więc poszedł do pobliskiego więzienia, gdzie był przetrzymywany Stanisław. Akurat więźniowi byli zabrani na spacer. Za wysokim ogrodzeniem z drewna chłopak zaczął wołać ojca, od którego usłyszał następujące słowa: „Czesiu, idź do domu, ja już nie wrócę”. Jak bardzo bolesne musiały być te słowa, zarówno dla jednego, jaki drugiego. Jak się potem okazało, Stanisław został przewieziony do innego więzienia, gdzie był bity i torturowany. Te wszystkie wiadomości rodzina zdobyła od innego więźnia, któremu udało się stamtąd uciec.
Żona Stanisława, Stefania, pomimo aresztowania męża, nadal pomagała Żydom. Ukrywała kolejnych Żydów na strychu. Było ich tam bardzo dużo. Pod pretekstem potrzeby nakarmienia świń, polska rodzina gotowała kilogramy ziemniaków, aby móc nakarmić żydowskich gości. Dom leżał przy samej ulicy, zatem żeby zagłuszyć odgłosy ze strychu, na podwórko wypuszczana była duża świnia, która hałasując odwracała uwagę Niemców.
Stefania Furmanka dowiedziała się, że Niemieckie wojska wypędzają Żydów z miasta, prowadząc ich do czekających już pociągów. Wtedy Stefania upiekła chleb, zapakowała w chustę i poszła wraz z synem w stronę tych pociągów 20 km pieszo. Nie mieli już ani koni ani wozu, po tym jak Niemcy im to skonfiskowali. Kiedy dotarli do konduktu idących Żydów, schronili się nieopodal i rzucali im kawałki chleba. Niestety w pewnym momencie jeden z żołnierzy niemieckich zauważył to. Na szczęście jedynie pogroził palcem i poszedł dalej.
Stanisław Furmanek był bogatym człowiekiem, miał swój sklep, ubojnie. Gdy poszedł do więzienia był dobrze odżywiony, wysoki, zbudowany. Prawdopodobnie w związku z tym Niemcy robili tam na nim doświadczenia, dostawał różne zastrzyki. Sprawdzane było ile jest w stanie wytrzymać i jak zareaguje na rozmaite substancje. Nabawił się tam reumatyzmu. W więzieniu zmarł.
Niestety Niemcy nie zwrócili rodzinie nawet ciała zmarłego. Zamiast ciała żona otrzymała jedynie marynarkę męża. Marynarka miała wiele plam od krwi, co świadczyło o męczarniach biednego Stanisława. Tak więc, Stanisław Furmanek oddał swoje życie za Żydów mając 42 lata. Jak potem się okazało to właśnie inny Żyd doniósł na niego Niemcom. Ów człowiek był sołtysem żydowskim, który zapewne bał się o swoje życie.
Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź