Komuniści nie wierzą w prawdę, honor, szlachetność. Swoje rządy opierają na sile, strachu i zniewoleniu. Komunizm to zło w czystej postaci, dlaczego zatem nie upada?
W historii świata, tam gdzie komunizm został wprowadzony, nie było ani jednego przypadku polepszenia życia społecznego, tym bardziej rozwoju gospodarczego. Sowiecka kolektywizacja i nacjonalizacja miała lud pracujący wyzwolić spod jarzma kapitalistów, tymczasem zamiast zapowiadanych korzyści przyniosła wielki głód i ucisk w Rosji, potem w Chinach, Korei Połnocnej i wielu innych krajach.
W powojennej Polsce przywódcy pilnowali aby podstawowa żywność była dostępna, ale z czasem zaczęto ją reglamentować. Ograniczenia wynikały ze stale zwiększających się transportów do ZSRR, a te z umów stosowanych w rozliczeniach wzajemnych krajów członkowskich RWPR (Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej). Polska na Wschód wysyłała absolutnie wszystkie produkty w ogromnych ilościach. Rozliczenia były w tzw. rublach transferowych, co oznaczało, że do każdej sztuki, tony, litra dopłacaliśmy. Wzajemna pomoc została narzucona w 1964 roku i zlikwidowana dopiero w 1991 roku, czyli już po transformacji państwa polskiego. Okradanie własnego narodu przez rządowych komunistów nigdy nie zostało osądzone. Nie mieli wyrzutów sumienia, a swoich dni dożyli pobierając wysokie emerytury. Ludzie przechodząc przez wilanowskie ulice, często pluli, tam bowiem w tzw. Zatoce czerwonych świń, mieszkali „budowniczy systemu” a potem znani nam współcześni kontynuatorzy ludowego zniewolenia mas, jak Jaruzelski, Kiszczak, itd.
W PRL-u władza przekonywała, że „wszystko jest nasze”, że produkcja idzie zgodnie z planem a trudności są przejściowe. Jak było naprawdę wiedzieli wszyscy. Tzw. nasze, czyli państwowe, czyli niczyje – mówili robotnicy, inteligencja z kolei – dostosowała się do systemu. Ludzie generalnie bali się oskarżeń, podsłuchów, donosów. Hyde park w komunizmie nie był możliwy. Nawet w swoim mieszkaniu nikt nie mógł czuć się swobodnie. To dlatego radia z monachijskiej rozgłośni były wyciszane, drzwi ryglowane a okna zamykane. Socjalistyczna beznadzieja, ale z „ludzką twarzą”, jak twierdzili decydenci z czasem wyzwalała emocje i chęć działania.
W Polsce, wówczas marzeniem było utrącenie głowy czerwonej zarazie. Było kilka prób, ale nieskutecznych. Zapalnikiem zawsze okazywały podwyżki podstawowych artykułów spożywczych.
Po raz pierwszy bunt robotników przeciwko władzy został krwawo stłumiony w 1956 roku. Było to możliwe, bowiem nie włączyły się inne grupy społeczne. Kolejny protest zrobili studenci w 1968. Potem był Grudzień ’70 i masakra przede wszystkim na Wybrzeżu. I czerwcu ’76, znowu robotnicy, tym razem z centralnej Polski. Dopiero w lipcu 1980 strajki lubelskie doprowadziły do ogólnopolskich strajków w sierpniu 1980 roku, zakończone podpisaniem porozumienia. Dzisiaj znane jako „Porozumienia sierpniowe”.
Komuniści teoretycznie odeszli w 1989 roku, jednakowoż ich dzieci i wnuki, nie patrząc na zbrodnie swoich krewnych funkcjonują w naszej rzeczywistości. Zresztą w imię demokracji, jaką wywalczyli solidarnościowcy, korzystają bo mogą.
Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź