Przed dzisiejszą Ukrainą stoją wielkie wyzwania odnośnie tego, jaki przyjąć model rozwoju w ramach powojennej odbudowy i rozbudowy gospodarki oraz spraw społecznych. Na Ukrainie nie ma silnej klasy średniej, która byłaby w stanie wziąć gospodarkę we własne ręce. Tak więc albo ta gospodarka będzie zarządzana przez ukraińskich oligarchów, albo stanie się łupem wielkiego biznesu z Zachodu.
Czy my jako polska siostra mamy to cokolwiek do podpowiedzenia? Mamy w Polsce ogromny sukces gospodarczy wyrażający się tym, że w ciągu nieco ponad 30 lat potroiliśmy produkt narodowy brutto. W tym jest główna zasługa polskich przedsiębiorców oraz inteligentnych fachowców. Przy tym sporą zasługę wniosły również władze, które uszczelniły system podatkowy, a uzyskane środki finansowe skierowały do społeczeństwa w postaci zasiłków prorodzinnych oraz innych świadczeń.
Chytrzy przedsiębiorcy chcieliby dalej okradać państwo i sami przeznaczać zyski na konsumpcję, choć zapewne po części również i na inwestycje. Natomiast właśnie zasilenie mas społecznych otworzyło wielki rynek zbytu produktów i usług oraz zdopingowało skok gospodarczy, bo dzięki lewarowaniu się rynkiem krajowym biznesowi łatwiej było działać i na eksport. W takiej optyce trudno uważać samych tylko przedsiębiorców za jedyną siłę której warto powierzać losy narodu. Analogicznie może się dziać i na Ukrainie. Gdy kraj nadal pozostawi się w rękach oligarchów, ci wcale nie będą działali dla długowzrocznie widzianej korzyści wszystkich obywateli. Warto przypomnieć, że prawdopodobnie w roku 2014 w ogóle nie doszłoby do zajęcia przez Rosję Doniecka i Ługańska, gdyby oligarcha Rinat Achmetow nie prowadził swoich niezbornych i najzwyczajniej głupich działań, na czym ostatecznie sam ogromnie stracił.
Tak przedsiębiorca, jak i oligarcha może być kompletnym durniem w sprawach publicznych, ale i tu zdarzają się wybitni mężowie stanu. W jakimś sensie, w dobrym rozumieniu tego słowa, mogą oni wchodzić w rolę arystokratów. Platon w swym dialogu Prawa, pisał, że aristos, to znaczy najlepsi, to są ci, którzy potrafią panować nad swymi własnymi słabościami, potrafią je kontrolować, i stąd potrafią pełnić pożyteczną rolę dla całego społeczeństwa. Mogą oni ustanowić prawa na równi obowiązujące i siebie, i słabszych. W epoce Bohdana Chmielnickiego Ukraina miała dwóch takich wybitnych arystokratów, to jest wojewodę bracławskiego Adama Kisiela i księcia Jeremiego Wiśniowieckiego z Łubniów. Choć patrzy się na nich jako na Polaków, to jednak obaj wywodzili się z magnaterii ruskiej. Obaj byli gente Ruthenus, natione Polonus. Kisil był prawosławny, a Wiśniowiecki przeszedł z prawosławia na rzymski katolicycm. Zarazem, względem siebie byli zażartymi przeciwnikami politycznymi, zupełnei inaczej widząc perspektywy rozwoju Rzeczypospolitej. Przy tym bez wątpienia obaj kierowali się właśnie dobrem tej Rzeczypospolitej, choć inaczej widzianym.
Życzymy tak Polsce, jak i Ukrainie, aby wśród naszych wybitnych przedsiębiorców pojawiali się arystokraci na wzór Kisiela oraz Wiśniowieckiego, którzy będą prowadzili merytoryczny spór polityczny kierując się dalekowzrocznie rozumianym interesem państwa. Lepiej takim ludziom oddać stery, niż wielkiemu biznesowi z Zachodu, który zawsze będzie starał się osłabiać nasze państwa, choćby po to, by unikać płacenia podatków. Ale też z polsko-ukraińskich lekcji historii wynieśmy wspomnienie o tym, że arystokraci wtedy dobrze działają, gdy na ich ręce patrzą dobrze zorganizowane siły klasy średniej, czy to w postaci szlacheckiego Ruchu Egzekucyjnego, czy to kozaczyzny. Równowaga miedzy oligarchami a kozakami powinna być znakiem firmowym ustrojów tak Polski, jak i Ukrainy. Przy tym w Polsce naszymi współczesnymi Kozakami byłaby „Solidarność”, zaś na Ukrainie sprawnie zorganizowani uczestnicy Majdanów oraz weterani wojenni. W obydwu naszych narodach jest warstwa nadająca się na liderowanie nowoczesnemu kozactwu, to jest inteligencja.
Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź