Wskutek jej metod wychowawczych śmierć poniosło co najmniej sześć dziewczynek. Inne mają ślady tortur na zawsze.
Po podpisaniu volkslisty Eugenia Pohl została skierowana do pracy, do łódzkiego obozu dla dzieci i młodzieży przy ul. Przemysłowej. Obóz został utworzony dla „bezdomnych” dzieci od 6 do 16 roku życia, ale przywożono znacznie młodsze. Ich rodzice przebywali w aresztach, więzieniach i obozach koncentracyjnych. Małe dzieci niemczono, niektóre starsze dziewczynki służyły niemieckim żołnierzom w domach publicznych.
Nadzorczyni Pohl za swoje czyny została skazana na 25 lat pozbawienia wolności, 10 lat pozbawienia praw publicznych i konfiskatę mienia. Karę poniosła dopiero po 29 latach od zakończenia wojny, ale siedziała tylko 10 lat. Nie wiadomo dlaczego została przedterminowo zwolniona z więzienia. Zmarła w 2003 roku w Łodzi.
Cała rodzina Pohlów poprosiła Niemców o zgodę na wpisanie ich na listę narodowościową. Po wojnie ojciec Eugenii Pohl został cenionym przez państwo ludowe murarzem i przodownikiem pracy. Komuniści pomogli im przetrwać! Wszystkie oskarżenia przeciwko Pohlom o „zdradę państwa polskiego i działalność na jego szkodę” zostały oddalone. Dopiero 25 lat po zakończeniu wojny była nadzorczyni została aresztowana i oskarżona o znęcanie się i mordowanie dzieci. Proces trwał dwa miesiące, obrona doprowadziła do ponownego zbadania sprawy i uzupełnienia dowodów. Drugi proces odbył się w listopadzie 1973 roku a ostatni w marcu 1974 roku. Dopiero wtedy „oskarżona stwierdziła, że jako członek załogi obozu istotnie jest współwinna popełnianych tam zbrodni, nie przyznała się jednak do indywidualnej winy w zakresie śmierci wskazanych dwóch więźniarek; deklarowała też m.in., że nie zna języka niemieckiego”.
Świadek Krystyna Wieczorkowska-Lewandowska na pierwszej rozprawie uderzyła oskarżoną w plecy swoim butem. Od tego momentu ochrona nie dopuszczała świadków w pobliże Eugenii Pohl. Emocje, które towarzyszyły w czasie rozprawy wzrastały z dnia na dzień, bowiem nadzorczyni nie tylko wybielała się w oczach składu sędziowskiego ale i wmawiała torturowanym dzieciom, że nie pamiętają jej dobrych uczynków. Tymczasem zeznania absolutnie wszystkich dzieci pokrywały się ze sobą, Pohlowa natomiast twierdziła iż, byłe więźniarki nie mówią od siebie. – Świadkowie kłamią. Jest mi bardzo przykro, bo ja mówię prawdę. Ktoś je nakłonił.
Jedna z wielu dziewczynek zmarła, po interwencji nadzorczyni Pohl, mówi Gertruda Skrzypczak. – W izbie chorych leżała, jęcząc z bólu mała Weinhold, nie pamiętam jej imienia. Pohlowa nazwała ją polską świnią, pejczem zerwała z niej koc, z gojących się ran pozdzierała strupy. Chora leżała już potem nieprzytomna, z uszu ciekła ropa, wkrótce zmarła (…), w innym zeznaniu Gertuda Skrzypczak dodaje: – Zła, okrutna. Biła, czym popadło. Nigdy nie widziałam jej bez pejcza. Traciłyśmy przytomność.
W pamięci byłych więźniów oskarżona Eugenia Pohl zachowała o sobie bardzo złe wspomnienia. Nic co przedstawiała sądowi podczas procesu nie znalazło potwierdzenia w zeznaniach świadków. Obrona jednak, z uwagi na upływ czasu kwestionowała ich wypowiedzi, ale tylko tych, którzy mieli wówczas po kilka latek.
Zofia Jaworska: – Biła gdzie popadnie. W głowę, plecy, ręce, brzuch. Maria Prusinowska-Migacz: – Dostałam paczkę żywnościową z domu. Pohl wezwała mnie do swojego pokoju. Powiedziała, że dostanę paczkę, jak przeczołgam się od drzwi wejściowych do jej stóp i wycałuję jej nogi. Nie chciałam, więc pobiła mnie kijem po ciele, szczególnie po głowie. W pewnej chwili złapałam kawałek ciasta leżący na stole i zaczęłam uciekać z pokoju. Kopnęła mnie w plecy tak silnie, że przewróciłam się na śnieg i rozgniotłam ciasto.
W czasie trzech procesów nadzorczyni Eugenia Pohl mówiła o sobie, jak bardzo kochała dzieci, jak je chroniła od cierpienia i jak często niemiecka obsługa miała jej za złe, że nie dość dobrze wykonuje swoje obowiązki. Zeznania byłych dzieci przeczą wypowiedziom oskarżonej. Obciążają ją za bestialstwo.
Źródło: ciekawostkihistoryczne.pl; historia.wprost.pl
Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź