Opozycyjny kapłan, w dodatku znający historię zbrodni katyńskiej nie mógł spokojnie żyć i pracować w ludowej Polsce. Komuniści, co trzeba przyznać, uprzedzali swoje ofiary, że grozi im śmierć. Czy w III RP jest szansa na wszczęcie śledztw i osądzenie, choćby zaoczne zbrodniarzy?
Były kapelan Armii Krajowej, Powstaniec Warszawski, kurier bp Adama Sapiehy i kapelan WiN-u to postać nietuzinkowa. Był jednym z wielu duchownych, jak oni inwigilowany, zastraszany, pobity przez nieznanych sprawców, w końcu zamordowany przez służby esbeckie.
Dokumenty świadczące o zbrodni NKWD na Polakach, zgodnie z poleceniem bp Sapiehy były przez ks. Niedzielaka przewiezione w bezpieczne miejsce. Po wojnie usiłował doprowadzić do ujawnienia nie tylko sprawców zbrodni, ale też miejsc i okoliczności. Misja ta była dla komunistycznej władzy solą w oku.
Ks. Stefan Niedzielak tuż po zakończeniu II wojny światowej znalazł się pod opieką „smutnych panów”. Pomimo ostrzeżeń „życzliwych” funkcjonariuszy w swoich kazaniach najczęściej odnosił się do sowieckich zbrodni. Mówił o ludobójstwie i konsekwencjach czynów złych. Kapłan założył i wspierał Rodziny Katyńskie, współpracował z ROBCiO (Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela), doprowadził do upamiętnienia zamordowanych na Wschodzie żołnierzy i cywilów. Listy i telefony z pogróżkami były nagminne, wiedział, że jest podsłuchiwany, śledzony, że zwłaszcza po napadzie podczas spaceru po cmentarzu na Powązkach, gdzie został powalony jednym ciosem na ziemię, grozi mu śmierć. Napisał o tym w testamencie w 1985 roku. SB zamordowała księdza trzy lata później tym samym ciosem, co innych księży, ale najpierw kapłan był katowany. Nieznani sprawcy pozostawili go z przetrąconym karkiem w jego własnym pokoju na plebanii. Zbrodnia została dokonana jak zawsze, w nocy.
Kapłan według patologów miał rozległe zewnętrzne obrażenia twarzy i głowy a także złamanie kręgosłupa szyjnego. Śledczy jednak ustalili, iż to upadek z fotela okazał się śmiertelny. Nikt już nigdy nie wracał do sprawy, tym bardziej, że ubecja zniszczyła albo tylko zabrała w nieznane miejsce wszystkie akta dotyczące zamordowania księdza. Świadkowie z bliskiego kręgu potwierdzali, że ślady kilku pobić były widoczne, że nie były zgłaszane a sam ksiądz nigdy nie komentował wypadków, ani pogróżek. Jego gosposia kilka dni przed zabójstwem znalazła zmiętą karteczkę, na której było napisane: „jak nie przestaniesz, skończysz jak Popiełuszko”. Podobnej treści był ostatni telefon: jak się nie uspokoisz, zdechniesz jak Popiełuszko”.
Śledztwo miało wykazać, że ks. Stefana Niedzielaka zamordował włamywacz. Przy okazji próbowano zrobić z niego alkoholika, kobieciarza i spekulanta. Nikt w to nie uwierzył, natomiast zaczęto mówić o komandzie śmierci, i że każdy „nieszczęśliwy zgon” to mord polityczny.
Źródło” przystanekhistoria.pl; dzieje.pl
Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź