Nietuzinkowym człowiekiem, o którym można było powiedzieć bardzo wiele dobrego bez wątpienia był Eustachy Borkowski. Dowodził on statkami pływającymi pod polską banderą. O Eustachym krążyły legendy, ochrzczono go nawet mianem „Szamana Morskiego”. W 1942r. wydano książkę o tym samym tytule, opowiadającym o jego życiu.
Kapitan Eustachy Borkowski urodził się w Warszawie w 1887r. Od dzieciństwa interesował się morzem i statkami. Mając zaledwie 14 lat rzucił szkolę, aby uciec w morze. Pracował jako chłopiec okrętowy. Był konsekwentny w swoich poczynaniach, skończył szkolę morską w Rydze. Dzięki niej mógł zostać oficerem rosyjskiej marynarki handlowej. Brał czynny udział w pierwszej wojnie światowej, taranując niemieckie okręty podwodne swoimi statkami.
Do Polski wrócił w 1929r., gdzie podjął pracę jako kapitan parowca „Prejer”. Nie zagrzał tam jednak długo miejsca, szybko rozpoczął karierę na ogromnych pasażerskich transatlantykach w Polskim Transatlantyckim Towarzystwie Okrętowym. W 1934r. spółka ta zmieniła nazwę na Gdynia – Ameryka Linie Żeglugowe S.A. Przedwojenna Polska miała siedem wielkich okrętów pasażerskich, które pływały na trasach północno i południowoamerykańskiej oraz palestyńskiej.
Pasażerowie uwielbiali kapitana „Szamana”. Planując ponowną podróż zwykle chcieli płynąć wyłącznie na statku dowodzonym przez Borkowskiego. Jak sami mówili, ten kapitan potrafił zaczarować wszystkich pasażerów. Życiową dewizę miał jedną: „to co daje nam szczęście, nie jest fikcją”. Jedną z jego popisowych sztuczek było na przykład tzw. „zaklinanie fal”. Podczas sztormu przechodził z którąś z pasażerek pod rękę nieopodal miejsc, gdzie fale zwykle moczyły całą przestrzeń pokładową. Mimo to zawsze każda z pań kończyła ten spacer sucha, bez ani jednej mokrej kropelki na sobie. W rzeczywistości nie była to żadna magia, a doskonała znajomość swojego statku przez kapitana. Szaman był w stanie stwierdzić czy dana fala wejdzie na pokład czy też nie. Doskonale także potrafił opowiadać, napotkawszy samotną mewę przedstawiał jej tragiczny los samotnego ptaka o złamanym sercu. Co więcej, patrząc na kierunki jej lotu przewidywał siłę i kierunek wiatru, wysokość fal oraz kształt chmur jakie w niedalekiej przyszłości napotkają na statku. Tego typu „sztuczek” miał w zanadrzu całe mnóstwo. Był elokwentny, zabawny i przyjacielsko nastawiony do ludzi, dzięki czemu zjednywał sobie tłumy. W każdym porcie miał pokaźne grono przyjaciół. Lubił także w zaciszu swojej kajuty, przy dźwiękach gitary godzinami snuć opowieści o swoich przygodach z siedmiu mórz. Słuchaczy zawsze było pokaźne grono. Ponadto, Eustachy Borkowski bardzo dobrze znał się na tym, co robił, był świetnym kapitanem. Żaden z dowodzonych przez niego statków nigdy nie znalazł się w niebezpieczeństwie.
Podczas rozpoczęcia II Wojny Światowej płynął akurat transatlantykiem do Nowego Jorku. Został w USA, gdzie pływał na amerykańskich transportowcach wojskowych. Po pewnym czasie uzyskał obywatelstwo amerykańskie i po wojnie służył we flocie handlowej w Stanach Zjednoczonych. Umarł 9 maja 1960r. Był wielkim patriotą i niezwykłym człowiekiem.
Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź