Niemiecka Zbrodnia w Wawrze : roztrzelano 107 przypadkowych cywili

To był grudzień 1939 roku, mieszkańcy podwarszawskiej miejscowości Wawer obchodzili drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, kiedy do karczmy należącej do Antoniego Bartoszka wparowało dwóch agresywnych mężczyzn. Od właściciela baru domagali się obsługi, ignorując fakt, że lokal był tego dnia nieczynny. Kiedy na miejsce dotarł wezwany przez gospodarza policjant z pobliskiego posterunku, natychmiast zidentyfikował dwóch mężczyzn jako zbiegłych ze świętokrzyskiego więzienia przestępców — Mariana Prasułę i Stanisława Dąbka. Świadomy przeszłości kryminalnej stojących przed nim osobników wezwał dodatkową pomoc. Jako wsparcie przybyło dwóch niemieckich żołnierzy. Podczas legitymowania delikwentów oboje funkcjonariuszy zostało śmiertelnie postrzelonych, a sprawcy tchórzliwie zbiegli.

Stu dwudziestu za dwóch

Tego samego wieczoru wieść o ataku dotarła do Maxa Daume z 31. pułku warszawskiej Ordungspolizei. Zareagował on porywczo, wysyłając dwie kompanie VI batalionu policyjnego w celu przeprowadzania nadzwyczajnej akcji pacyfikacyjnej w Wawrze i sąsiadującym z nim Aninie. Około godziny 23 rozpoczęto działania, których wynikiem pojmano blisko 120 losowych mężczyzn. Zabrani zostali do komendy, w której postawiono ich przed sądem doraźnym. „Przesłuchania” prowadzone były w ekspresowym tempie – tak naprawdę nie spisywano zeznań aresztowanych, jedynie rejestrowano ich dane osobowe. Grupa sądzonych była bardzo różnorodna, większość stanowili Polacy, ale złapano też grupę Żydów, dwóch Amerykaninów i Rosjanina. Najmłodszy z nich miał jedynie 15 lat, a najstarsi około siedemdziesięciu. Wśród nich znalazł się również Daniel Gering, posiadający niemieckie korzenie. Podczas swojego procesu zaproponowano mu wypuszczenie, jeżeli poda się za Niemca. Gering stanowczo odmówił, gdyż czuł się Polakiem. Śledztwo skończyło się w godzinach porannych następnego dnia, którego skutkiem 114 osób zostało skazanych na śmierć poprzez rozstrzelanie, pozostałym zlecono wykopanie grobów.

Los skazanych

Ukarano też właściciela baru. Był pierwszą ofiarą masakry, jeszcze zanim zapadł wyrok sądu, Bartoszek został brutalnie pobity i powieszony u wrót własnej restauracji. Egzekucja 114 mężczyzn odbyć się miała na niezabudowanym placu, znajdującym się między ulicami Błękitną i Spiżową. Pokryty śniegiem teren oświetlany był jedynie reflektorami samochodów i latarkami żandarmów. Przerażonych ludzi kolejno, dziesięcioosobowymi grupami, ustawiano przed plutonem egzekucyjnym. W jednej z grup znajdował się profesor Leon Kowalik wraz ze swoim wystraszonym synem, który ciągle wykrzykiwał do ojca, że nie chce umierać.

Następstwa zbrodni w Wawrze

Wynikiem rozstrzelania 107 osób straciło życie, siedmiorgu udało się przeżyć, pomimo poniesionych ran. Jeden z ocalałych, Stanisław Piegat, cudem uniknął kul. Jak wspomina, od momentu jego zaplanowanej egzekucji akcja trwała jeszcze dwie godziny, podczas których leżał twarzą ku ziemi. Po opuszczeniu terenu przez funkcjonariuszy ocalali zaczęli się podnosić i uciekać z miejsca zdarzenia. Piegat skrył się za jednym z otaczających plac budynków, gdzie spotkał innego mężczyznę, któremu udało się ujść z życiem. Był to ranny podporucznik, Jan Warnke. Mimo przestrzelonego płuca i obojczyka przeżył własną karę śmierci, ponieważ padł na ziemię sekundy przed wystrzałem karabinów.

Pochówek

Na miejsce masakry przybyła okoliczna społeczność, znajomi i rodziny ofiar. Zrozpaczeni błagali zmarłych, aby ci wrócili do życia. Pogrążonym w żałobie zabroniono zabrać zwłoki z placu i kazano je na nim pochować. Razem z resztą ofiar pogrzebano Antoniego Bartoszka. Jednak na rozkaz Maxa Daume jego ciało zostało odkopane i ponownie powieszone przed wejściem do baru, gdzie służyło za swego rodzaju chorą atrakcję. Niemieccy oficerowie z Warszawy specjalnie przyjeżdżali do miejscowości zobaczyć zmarłego właściciela karczmy; część z nich nawet pozowała do „pamiątkowych” zdjęć. Zbezczeszczone zwłoki gospodarza wisiały tam przez dwa kolejne dni.

Koszmar bezprawia

Niewątpliwie, każda część masakry była nielegalnym postępowaniem niemieckich oficerów. Prawo międzynarodowe zabrania stosowania zasady odpowiedzialności zbiorowej, a prowadzący proces Standgericht stanowił jedynie parodię prawa. Władze niemieckie były świadome, że rozstrzelani zostali niewinni cywile; świadczą o tym sprawozdania z miejsca zbrodni, w których wojskowi opisują zabitych jako niezwiązanych z zabójstwem dwóch funkcjonariuszy. Przyznają też, że ludność wawerska chciała pomóc w ujęciu faktycznych sprawców, wskazując ich batalionowi budowlanemu 538. Sprawcy tragedii nie uniknęli konsekwencji swoich czynów. Max Daume został wydany w ręce polskiego prawa przez aliantów i osiem lat po Zbrodni w Wawrze skazano go na śmierć przez powieszenie. Po zapadnięciu wyroku egzekucji dokonano cztery dni później, w więzieniu mokotowskim.

Publikacja powstała dzięki wsparciu Fundacji KGHM Polska Miedź

źródło:

https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Zbrodnia_w_Wawrze
https://www.twoja-praga.pl/praga/historia/
ciekawostkihistoryczne.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj