Prof. Leszek Marks dla „Naszego Dziennika”: Zmiany klimatu są cykliczne. Powinniśmy się do nich zaadaptować, a nie na siłę i bezskutecznie próbować je zatrzymać

Pseudoekolodzy wykorzystują piękne hasła ekologiczne i łączą je z jakimiś nienaukowymi tezami. Tak jest w przypadku forsowania przekazu o tym, jakie szkody powoduje dwutlenek węgla. Z jednej strony dwutlenek węgla ma powodować gwałtowne ocieplenie i susze, a z drugiej – przyczynia się on do gwałtownych opadów deszczu. To jest kompletny chaos w myśleniu. Niedawno w RPA były ogromne opady śniegu, co jest nietypowe o tej porze roku. Ale takie anomalie zdarzają się tam co jakiś czas i nie jest to spowodowane zwiększającą się ilością dwutlenku węgla w atmosferze. Zmiany klimatu na Ziemi odbywają się cyklicznie od tysięcy i milionów lat, i powinniśmy się do tych zmian zaadaptować, a nie na siłę i bezskutecznie próbować je zatrzymać – wskazał prof. Leszek Marks, geolog, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.

Nasz Dziennik: Czy dramat związany z powodzią będzie wykorzystywany przez pseudoekologów do szerzenia ideologii klimatycznej?

Prof. Leszek Marks: Myślę, że tak, o ile już nie jest wykorzystywany. A przecież takie powodzie zdarzały się już wieki temu. W XII w. były dwie wielkie powodzie we Wrocławiu, a katastrofalna powódź w 1897 roku na Dolnym Śląsku doprowadziła do rozpoczęcia przez Niemców szeroko zakrojonego programu inwestycji przeciwpowodziowych (zapory wodne, zbiorniki retencyjne, regulacja rzek). Obecna powódź, podobnie jak ta w 1997 roku, obie dramatyczne w skutkach, nie były jednak największymi na tamtym terenie.

A przecież już możemy czytać opinie tzw. ekspertów, że takie powodzie to wina człowieka i zanieczyszczenia środowiska.

To tylko część prawdy. Owszem, to wina człowieka, że tak gęsto zabudował tereny zalewowe. Również zmiana gatunków drzew, jakie występują na tym terenie, ma wpływ na to, ile wody spływa po zboczach. Dziś są to lasy iglaste, głównie świerki, które rosną stosunkowo szybko i są świetnym materiałem przemysłowym. Pierwotnie były tam lasy liściaste, zwłaszcza buki – one dużo lepiej zatrzymałyby przynajmniej część wody spływającej po zboczach górskich. Wiemy jednak, że aby buki nadawały się do wyrębu, to musi upłynąć co najmniej 140 lat, a to dla przemysłu drzewnego jest zdecydowanie za długo. Czyli podsumowując: powodzie były i będą. W Kotlinie Kłodzkiej wynika to z ukształtowania terenu – woda spływa bardzo szybko po zboczach górskich, a wszystkie rzeki prowadzą wodę do Nysy Kłodzkiej, która wydostaje się z Kotliny Kłodzkiej wąskim przełomem w rejonie Barda. Jeśli przybór wody jest bardzo duży i gwałtowny, to niewiele wody wsiąka w glebę, ponieważ podłoże jest kamieniste, a zbocza nie są pokryte odpowiednią roślinnością.

À propos haseł czy stawianych tez. Czy przyczyną tej powodzi nie jest nadmierna emisja dwutlenku węgla, jak twierdzą pseudoekolodzy?

To bzdura. W raportach IPCC [Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu] od ponad dwudziestu lat prezentowane są oparte na modelowaniu prognozy wzrostu temperatury. Można je zestawić z rzeczywistymi temperaturami z obserwacji meteorologicznych i wtedy okazuje się, że te prognozy wzrostu temperatury były zdecydowanie przeszacowane. Wynika to z faktu konstruowania modeli klimatycznych w taki sposób, że wyłącznie wzrastająca zawartość dwutlenku węgla w atmosferze wpływa na wzrost temperatury, a wszystkie czynniki naturalne są traktowane jako stabilne i niewpływające na prognozę. Dlatego modele klimatyczne nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością, a zwiększona emisja dwutlenku węgla nie wpływa na intensywność powodzi.

Oprócz ograniczania emisji gazów cieplarnianych pseudoekolodzy postulują o błyskawiczne odtwarzanie bagien i rzek oraz o inne sposoby renaturyzacji.

Z tym drugim postulatem można się zgodzić, ponieważ należy podejmować różnego rodzaju działania, aby zatrzymywać wodę w gruncie, ograniczając jej gwałtowne spływanie. Melioracja przeprowadzona na wielu obszarach spowodowała, że retencja wody w glebie została w znacznym stopniu ograniczona. Oczywiście, nie wszędzie można obecnie podjąć próbę renaturyzacji, natomiast obszary bagienne są naturalnymi zbiornikami, które w okresach deszczowych zatrzymują wodę, a w okresach suszy oddają ją pomału do rzek, zmniejszając w nich sezonowe wahania poziomu wody. Rzeka meandrująca i z możliwością rozlewania się na równi zalewowej w czasie wysokiego stanu wody spowalnia spływ wody, natomiast nie zachodzi to w przypadku rzeki o wyprostowanym i zwężonym korycie. Jak zwykle każdy kij ma dwa końce, więc zbyt duże zabagnienie sprzyja między innymi wylęganiu się komarów, a to może doprowadzić do epidemii malarii, która niekoniecznie występuje wyłącznie w strefie tropikalnej.

Czyli możemy zmniejszyć skutki powodzi?

Owszem, dlatego pożądanym działaniem jest na pewno budowa zbiorników retencyjnych, zwłaszcza na rzekach górskich. W ten sposób spowodujemy spłaszczenie fali powodziowej, także wtedy, jeśli rzeka może się gdzieś swobodnie rozlewać, zamiast płynąć w wąskim korycie. Trzeba mieć świadomość, że nasze działania powinny być wykonywane z myślą o długoletniej perspektywie. Powinno się odbetonować miasta. Niestety, pseudoekolodzy wykorzystują piękne hasła ekologiczne i łączą je z jakimiś nienaukowymi tezami. Tak jest w przypadku forsowania przekazu o tym, jakie szkody powoduje dwutlenek węgla. Z jednej strony dwutlenek węgla ma powodować gwałtowne ocieplenie i susze, a z drugiej – przyczynia się on do gwałtownych opadów deszczu. To jest kompletny chaos w myśleniu. Niedawno w RPA były ogromne opady śniegu, co jest nietypowe o tej porze roku. Ale takie anomalie zdarzają się tam co jakiś czas i nie jest to spowodowane zwiększającą się ilością dwutlenku węgla w atmosferze. Zmiany klimatu na Ziemi odbywają się cyklicznie od tysięcy i milionów lat, i powinniśmy się do tych zmian zaadaptować, a nie na siłę i bezskutecznie próbować je zatrzymać. Kiedyś adaptacja do zmian klimatu polegała na tym, że człowiek po prostu migrował – gdy było cieplej, to wędrował na północ, a gdy było chłodniej – na południe. Dziś zamiast przemieszczania możemy właśnie m.in. budować zbiorniki retencyjne. Mamy w końcu XXI wiek.

Tak jak np. zbiornik retencyjny w Raciborzu?

On spowodował, że powódź na Odrze nie jest obecnie tak tragiczna jak w 1997 roku – fala wezbraniowa została spłaszczona. Zbiornik był budowany blisko 20 lat, ale spełnił swoje zadanie. Dlatego trzeba teraz pójść krok dalej i budować kolejne zbiorniki retencyjne na mniejszych rzekach.

Pseudoekolodzy, co jest także akcentowane przy okazji powodzi, sprzeciwiali się budowie zbiorników retencyjnych. Argumentowali oni to tym, że klimat się ociepla i bardziej grozi nam susza niż powódź, a wstrzymanie budowy zbiorników uchroni zwierzęta zamieszkujące te tereny. Takie działania pokazują, że ci ludzie nie mają zdrowego rozsądku.

źródło: Radio Maryja

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj