Musimy dążyć do ucywilizowania reguł gry. Tylko o to nam chodzi
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego.
wPolityce.pl: Panie premierze, rozmawiamy tuż po gorącej dyskusji na posiedzeniu sejmowej komisji kultury. Mówił Pan sporo o planach i pomysłach resortu MKiDN na zmiany dot. dekoncentracji kapitału w mediach. Co charakterystyczne, podkreślał Pan technokratyczny, a nie polityczny wymiar całej operacji. Dlaczego?
Prof. Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego: Mówiłem o technokratycznym charakterze przedsięwzięcia, ponieważ rozwiązanie prawne całego problemu, o którym rozmawiamy jest bardzo trudne. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie o wiele technicznych kwestii, ustalić definicje rynku medialnego, koncentracji kapitału – to w krajach Europy Zachodniej regulowane jest w różny sposób. Ale jest regulowane i do tego musimy dążyć.
Musimy też przedstawić pewną „drogę dojścia” do oczekiwanego stanu prawnego. Głównym problemem na tej drodze są zasżłości z całego okresu III RP. Z tego punktu widzenia brak regulacji przez całe 27 lat odbija nam się czkawką.
To zresztą ciekawe, że regulacje prawne, które są czymś oczywistym w Niemczech czy Francji, w Polsce wywołują takie oburzenie.
I tutaj wypadałoby odpowiedź sobie na pytanie, dlaczego mamy te dwudziestokilkuletnie zaszłości w tej materii… Odpowiedź najprostsza jest taka, że gdy nie ma odpowiednich regulacji, to korzysta na tym najsilniejszy podmiot.
Wracając do pomysłów na zmiany tego stanu rzeczy – jak miałaby wyglądać taka „droga dojścia”, o której Pan mówił? Wiemy, że na przykład rynek mediów lokalnych jest zdominowany przez jeden z koncernów. Trudno cofnąć to jedną decyzją prawną.
Jednym z rozwiązań będzie vacatio legis, które z pewnością będzie obowiązywać przy nowych rozwiązaniach. Mamy też za sobą bardzo silne argumenty prawne wynikające z regulacji europejskich, z sugestii rozwiązań proponowanych przez instytucje unijne – jak wspomniane na komisji rozporządzenie z 2004 roku Rady Europejskiej. Jego wydźwięk jest następujący: rynek medialny to bardzo specyficzna dziedzina życia publicznego i muszą być tutaj wprowadzone odpowiednie reguły dotyczące kontroli właśności czy koncentracji kapitału. Reguły, których celem jest uzyskanie stanu pluralizmu.
Spójrzmy na rozwiązania francuskie i zapis dotyczący 8 procent jako górnej granicy koncentracji kapitału. Mało tego, Francja to bardzo specyficzny rynek: są tam realizowane rozwiązania, które wspierają język i kulturę francuską. To tam jest i działa jednolita cena książki, czy rozwiązania, które umożliwiają państwu wspieranie za pomocą środków publicznych prasy papierowej – by utrzymać ten rynek, by promować czytelnictwo. To wiara w to, że kultura jest ważna, że nie ma rozwoju bez kultury, demokratyzowanej, pluralistycznej kultury. Elemetem tej kultury są media – stąd konieczność odpowiednich regulacji. Chcę jednak wyraźnie zastrzec: nie zapowiadam tutaj, że skopiujemy model francuski do Polski, ale chcemy na pewno – zgodnie z rozporządzeniem Rady – by zadbać o pluralizm w świecie mediów.
Wciąż otwartym pozostaje jednak pytanie o to, jak zagraniczne koncerny miałyby rezygnować ze swoistego monopolu. Kto miałby kupować kolejne tytuły prasowe?
Nie powiem Panu dziś, jak w szczegółach będzie to wyglądało. Prowadzimy prace studialne – jesteśmy na drugim, trzecim etapie tych prac. Współpracujemy przy tym ze wszystkimi urzędami: UOKiK, KRRiT, wkrótce pewnie też UKE – chcemy doprowadzić do tego, by projekt ustawy był gotowy mniej więcej w połowie roku. Wtedy będziemy mogli rozmawiać o konkretnych pomysłach.
Proszę również pamiętać, że taka ustawa nie zacznie obowiązywać od razu, od czerwca. Projekt musi być zaakceptowany, przekonsultowany, przyjęy przez Sejm i dopiero później nastąpi zmiana rzeczywistości. Zmiana do której zostanie wprowadzony okres przejściowy – by odpowiednie podmioty i koncerny miały czas, by się dostosować do przyjętych regulacji.
Na posiedzeniu komisji wspomniał Pan o bardzo ciekawym spotkaniu z szefem Budnesratu, na którym miał się pojawić wątek niemieckich wpływów na polskie media. Może Pan rozwinąć ten wątek?
Spotkanie miało miejsce jakiś rok temu, w Wilanowie, gdzie przyjmowałem Stanislawa Tillicha na kurtuazyjnym spotkaniu jako wicepremier. Już pierwsze merytoryczne pytanie, jakie od niego usłyszałem dotyczyło tego, jaka będzie nasza polityka wobec niemieckich koncernów medialnych działających w Polsce.
Charakterystyczne.
Tak. Dopytywał, czy będziemy mordować, czy tylko przypalać je ogniem. (śmiech) Odpowiedziałem, że przygotujemy rozwiązania legislacyjne, które są korzystne dla polskiego interesu narodowego, ale które nie są niczym nadzwyczajnym na zachodzie Europy. Powtórzę, mamy tutaj zaległości – 27 lat polskiej demokracji nie zdołało uporządkować tego stanu rzeczy.
Zadałem mu wówczas pytanie, jak czułby się, gdyby w jego kraju panowała dominacja polskich grup medialnych. Odpowiedział mi: „Panie ministrze, ja byłbym przerażony, gdyby w Saksonii choćby tylko SPD miało więcej gazet niż my, a co dopiero inny kraj!”. To dla nich zupełnie oczywiste. Musimy dążyć do ucywilizowania reguł gry. Tylko o to nam chodzi.
źródło: wpolityce.pl