Zapomniana zbrodnia Niemców na Pomorzu. Pierwsze wojenne ludobójstwo

2wojna s n.jpg

W 85. rocznicę wybuchu II wojny światowej potrzebne jest pełne spojrzenie i zrozumienie zbrodniczego celu masowych zbrodni, popełnionych na obywatelach Rzeczypospolitej Polskiej – zwłaszcza na polskim Pomorzu – już na jesieni 1939 roku – pisze Piotr Szubarczyk na łamach „Naszego Dziennika”.

Każda rocznica wybuchu II wojny światowej staje się dla Polaków okazją do przypomnienia zbrodniczego paktu Ribbentrop-Mołotow, złamania gwarancji dla Polski udzielonych w umowach bilateralnych przez Wielką Brytanię i Francję, naszej samotności w obliczu dwóch wrogów zdeterminowanych do całkowitej likwidacji państwa polskiego.

„Polska traktatu wersalskiego już nigdy się nie odrodzi, co gwarantują dwie największe potęgi tej ziemi” – mówił chełpliwie kanclerz Niemiec Adolf Hitler w październiku 1939 roku.

Polska w kształcie przyjętym przez zwycięskie państwa podczas konferencji wersalskiej 1919-1920 roku była dla Niemców jedynie „państwem sezonowym” (Saisonstaat). Sowieci szli w tym złowieszczym rozumowaniu jeszcze dalej. Stalin nie chciał ani „Polski traktatu wersalskiego”, ani jakiejkolwiek innej, co dobitnie wyraził jego komisarz od spraw zagranicznych, zbrodniarz wojenny Wiaczesław Mołotow, nazywając Polskę przejściowym „bękartem traktatu wersalskiego”. Za złowrogimi wypowiedziami szły złowrogie czyny. Ich konsekwencje dotknęły Polaków na całym obszarze okupowanej przez Niemcy i Sowiety Rzeczypospolitej, ale z planowym, systematycznym ludobójstwem na obywatelach RP już na jesieni 1939 roku mamy do czynienia przede wszystkim na polskim Pomorzu. Te zbrodnie pozbawiły życia około 30 tysięcy ludzi – więcej niż zbrodnia katyńska!

Zapomniana zbrodnia

W ubiegłym roku duża grupa polskich i hiszpańskich archeologów dokonała naukowej eksploracji miejsc masowych zbrodni niemieckich w Lesie Piaśnickim, w Lesie Szpęgawskim, w Dolinie Śmierci pod Chojnicami i w innych miejscach na Pomorzu. Wszystko to odbywało się pod nadzorem prokuratora, naczelnika pionu prokuratorskiego gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej Tomasza Jankowskiego. Kierownictwo merytoryczne nad archeologami sprawował dr Dawid Kobiałka z Katedry Archeologicznej Uniwersytetu Łódzkiego. Doktor Kobiałka był w szczególny sposób zmotywowany do tych prac, ponieważ urodził się w Chojnicach i o zbrodniach niemieckich na mieszkańcach Chojnic i okolic słyszał od dziecka. Przeprowadziłem z dr. Kobiałką długą rozmowę, która zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Przede wszystkim dr Kobiałka zwrócił mi uwagę, że pomorskie zbrodnie niemieckie na obywatelach RP nigdy nie były przedmiotem systematycznych badań naukowych! Zbieraliśmy się rocznicowo na leśnych cmentarzyskach na uroczystościach, modlitwach, ale w światowej literaturze historycznej takie zjawisko jak zbrodnia pomorska 1939 nie istnieje! A przecież stało się to na długo przed tzw. ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej! Tymczasem – jak mówił mi z przekonaniem łódzki archeolog – było to pierwsze masowe ludobójstwo podczas II wojny światowej i my, polscy archeologowie i historycy, musimy, mimo upływu lat, wprowadzić ten temat do międzynarodowego dyskursu historyków. Tym bardziej że opinia publiczna na Zachodzie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, jest przekonana, że jedynymi ofiarami wojny w Polsce była ludność żydowska, a Polacy czynnie wspierali jej zagładę!

Odzyskać pamięć

2 października był w zeszłym roku po raz pierwszy po wojnie ogólnopolskim dniem pamięci o niemieckich zbrodniach popełnionych na Polakach z Pomorza. Narodowy dzień pamięci ustanowił na początku roku Sejm RP. Treść uchwały, podpisanej przez marszałek Elżbietę Witek, zawiera się w jednym zdaniu: „Upamiętniając mieszkańców Pomorza pomordowanych przez niemieckiego okupanta w 1939 roku, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanawia dzień 2 października Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939 roku”. Nie było głosowania, 451 posłów przyjęło uchwałę przez aklamację. To rzadkość w polskim Sejmie.

Szacuje się, że spośród około 16 tysięcy obywateli RP zamordowanych w całej okupowanej Polsce we wrześniu 1939 roku, aż 70 proc. pochodziło z Pomorza! Niemiecka propaganda głosiła bezczelnie, że niemiecka agresja i marsz przez Pomorze oraz popełnione wówczas zbrodnie były „wyzwalaniem” ludności niemieckiej, rzekomo prześladowanej przez Polaków! Aby całkowicie zapobiec w przyszłości jakimkolwiek roszczeniom Polaków do Pomorza i aby „zabezpieczyć niemieckie interesy na Wschodzie”, Niemcy postanowili wymordować pomorskich Polaków – zarówno mężczyzn, jak i kobiety – którzy przed wojną w jakikolwiek sposób okazali publicznie przywiązanie do Polski, jakąkolwiek aktywność na tym polu. Masowo wywozili do tzw. Generalnego Gubernatorstwa (ustanowionego już w październiku 1939 roku) tych Polaków, którzy ośmielili się osiedlić na „niemieckim” Pomorzu po roku 1920! W ten sposób wypędzili na przykład około 80 tys. mieszkańców Gdyni. Tym Polakom, którzy tu mieszkali przed rokiem 1920 (przed „dyktatem wersalskim”, jak głosiła niemiecka propaganda), pozwolono łaskawie pozostać, segregując ich starannie na niemieckiej „liście narodowej” z myślą, że w końcu zostaną oni całkowicie zniemczeni.

W świetle prawa międzynarodowego już same te wypędzenia były jedną z form zbrodni wojennych. A co dopiero masowe zbrodnie na 30 tysiącach niewinnych ludzi! Zbrodnicze praktyki niemieckie z tego czasu całkowicie wyczerpują definicję ludobójstwa (genocide), przyjętą po wojnie przez ONZ, współtworzoną przez polskiego prawnika Rafała Lemkina. Konwencja ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa została przyjęta 9 grudnia 1948 roku, a jej artykuł II doskonale oddaje istotę zbrodni pomorskiej jako ludobójstwa: „[To czyn] dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych”.

Polska warstwa przywódcza

Spośród wielu ówczesnych wypowiedzi zbrodniarzy szczególnie znamienna w swym okrucieństwie jest przemowa SS-Sturmbannführera Franza Rödera, wysokiego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa (SD), dowódcy SS (Sicherheitsdienst des Reichsführers) z 20 października 1939 roku w Bydgoszczy: „Zgodnie z wolą Führera, w najkrótszym czasie z polskiego Pomorza [Gdańskiego] mają powstać niemieckie Prusy Zachodnie. Do przeprowadzenia tego zadania konieczne są, według zgodnej opinii wszystkich kompetentnych [!] czynników, następujące działania: fizyczna likwidacja wszystkich tych polskich elementów [!], które (a) w przeszłości występowały po stronie polskiej w jakiejkolwiek przodującej roli albo (b) mogą być w przyszłości nosicielami polskiego oporu”.

Jaśniej nie można było tego wyrazić. Nawiązanie do „woli Führera” było przywołaniem dyrektywy Hitlera z 22 sierpnia 1939 roku, kiedy na odprawie wyższych dowódców wojskowych zapowiedział on zagładę „polskiej warstwy przywódczej” (polnische Führungsschichte), nazywając planowaną zbrodnię „politycznym oczyszczeniem korytarza”.

Namiestnik Hitlera rozkazuje

Pojęcie „polskich elementów […] w jakiejkolwiek [!] przodującej roli” Niemcy sprecyzowali znacznie wcześniej, jeszcze przed wojną, także w pierwszych dniach okupacji, na przykład w „wytycznych” (Rechtlinien) Alberta Forstera (pomorskiego gauleitera NSDAP) dla wojsk niemieckich operujących na terenie „Prus Zachodnich”, z początków września 1939 roku, gdzie mówi się o „wszystkich osobach z wyższym wykształceniem” (alle Akademiker) jako celach morderczej operacji! Forster wyraził istotę niemieckiej polityki narodowościowej wobec Polaków. Dążyła ona do zagłady nie tylko ludzi znanych z działalności na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego, ale w zasadzie ogółu Polaków wykształconych, a przez to zniszczenia raz na zawsze polskiej świadomości narodowej na tym terenie, sprzyjającego całkowitej germanizacji mieszkańców Pomorza Gdańskiego. Tak zaczynało się pierwsze masowe ludobójstwo w okresie II wojny światowej. Na długo przed „ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej” Niemcy rozwiązywali „kwestię polską” na Pomorzu! Czy świadomość tej tragedii pomorskiej jest powszechna w całej Polsce? Można w to wątpić. To dlatego trzeba było zamknąć te kilkaset [!] miejsc zbrodni w dwóch słowach. Określenie „zbrodnia pomorska” powstało przez analogię do zbrodni katyńskiej, która przecież też nie ograniczyła się do Lasu Katyńskiego czy Smoleńska, lecz rozegrała się na wielkim obszarze, w wielu często odległych od siebie miejscach, wyznaczonych w trójkącie Katyń – Charków – Twer. Zbrodnię pomorską wyznaczają Las Piaśnicki w obszarze nadmorskim – Las Szpęgawski na Kociewiu i Toruń, przed wojną stolica województwa pomorskiego.

Niemiecki historyk podaje dane

Uchwalony dzień pamięci dotyczy przede wszystkim roku 1939, bo wówczas intensywność i bezwzględność zbrodni była najwyższa. Do końca roku 1939 liczba niemieckich ofiar na Pomorzu wzrosła do około 30 tysięcy! Historycy ciągle spierają się o te liczby, 30 tysięcy podano w uzasadnieniu uchwały sejmowej. Trudno to dziś obliczyć dokładnie, ponieważ niemieccy zbrodniarze byli równie sprawni co zbrodniarze sowieccy, jeśli chodzi o fałszowanie i zaciemnianie swych zbrodni. Kiedy nadciągał front sowiecki, tworzyli komanda śmierci, które odkopywały ciała zamordowanych 5 lat wcześniej Polaków, układały je na stosach i paliły. Dokumentację zbrodni wcześniej zniszczyli. To dlatego gdański historyk dr Mateusz Kubicki mógł opublikować tylko niewiele ponad 2 tysiące nazwisk pomordowanych w Lesie Szpęgawskim, choć zaraz po wojnie szacowano – na podstawie relacji mieszkańców powiatu starogardzkiego i tczewskiego – że mogło ich być ponad 7 tysięcy. Doktor Kobiałka powiedział mi, że nie ma żadnej pewności, iż „groby masowe”, jak nazwano po wojnie doły śmierci, do których wrzucano niedopalone szczątki ludzkie – zostały w pełni zlokalizowane po wojnie. Obecne badania naukowe są pierwszymi na miejscach zbrodni pomorskiej. Trzeba zintensyfikować prace naukowe na ten temat – zarówno archeologiczne, jak i historyczne, dokumentalne.

Na krwawej pomorskiej jesieni się nie skończyło. Niemcy mordowali Polaków do końca okupacji. Niemiecki historyk Dieter Schenk, autor znakomitej książki „Albert Forster – gdański namiestnik Hitlera” (napisał także znakomicie udokumentowaną monografię Hansa Franka), szacuje, że w pomorskich lasach i w publicznych egzekucjach podczas wojny Niemcy zamordowali blisko 65 tysięcy obywateli Polski z Pomorza. Tyle samo ofiar było w „pomorskim Auschwitz”, czyli w KL Stutthof. I to jest miara tragedii pomorskiej. To dlatego jest nam potrzebny ten dzień pamięci.

Historycy zidentyfikowali około 400 miejsc kaźni na pomorskich Polakach! Można powiedzieć bez obawy o przesadę, że w roku 1939 w każdym pomorskim lesie mordowano Polaków – mniej lub więcej. Sejm w uzasadnieniu uchwały wymienia najbardziej znane z nich: Las Piaśnicki pod Wejherowem (według Schenka miejsce gwałtownej śmierci około 14 tysięcy ludzi!), Las Szpęgawski pod Starogardem, Las Kaliski pod Kartuzami, Mniszek nad Wisłą pod Świeciem, Fordońską Dolinę Śmierci, Dolinę Śmierci pod Chojnicami, Rudzki Most koło Tucholi, Skarszewy, Karolewo i Radzim koło Sępólna Krajeńskiego, Paterek koło Nakła nad Notecią, Barbarkę koło Torunia, Klamry koło Chełmna, Łopatki koło Wąbrzeźna, Skrwilno koło Rypina. Kilkanaście lat temu IPN, przygotowując wystawę, ustalił, że jest dziesięć takich miejsc na Pomorzu, gdzie Niemcy zamordowali więcej niż tysiąc Polaków!

Pamiętajmy o pierwszym masowym ludobójstwie nie tylko 1 czy 17 września, nie tylko 2 października. Pamiętajmy przez cały rok.

Dlaczego 2 października?

W uzasadnieniu sejmowej uchwały przypomniano, że tego dnia w 1939 roku poddał się ostatni bastion naszej obrony – Hel. Od tej pory Polacy na Pomorzu nie mogli już liczyć na swych obrońców. 2 października to także dzień urodzin (1879) dr. Józefa Bednarza, zwanego dziś „pomorskim Korczakiem”. Ten lekarz psychiatra był przed wojną dyrektorem Zakładu Psychiatrycznego w Świeciu. Został zamordowany razem ze swymi pacjentami na żwirowisku w Mniszku. Według relacji świadków mógł uniknąć śmierci, dokonał świadomego wyboru.

2 października 1939 roku umierał ks. Antoni Henryk Szuman, proboszcz starogardzki, Sługa Boży i postać przewodnia w procesie beatyfikacyjnym drugiej grupy męczenników II wojny światowej. Ksiądz Szuman umierał od niemieckich kul w drzwiach kościoła w Fordonie, dokąd został wypędzony ze Starogardu we wrześniu 1939 roku. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje Polska!”. Nie zapomnimy ani tego kapłana, ani tych słów.

źródło: Radio Maryja

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj